Posts Tagged ‘zima’
Weekend zimowy / Winter weekend 2/3
Rakiety / Snowshoes
W tym roku pierwszy raz testowałem rakiety śniegowe zwane też karplami. Najpierw Inooki (chyba AXM) a ostatnio ten model TSL. Przy tych pierwszych śnieg był sypki i chwilami głeboki ale sprawdziły się bardzo dobrze, w drugim przypadku nadeszła odwilż ale mimo mokrego śniegu rakiety nie zapchały się nim i też zdały egzamin.
Korzystanie z rakiet nie wymaga żadnego doświadczenia, używanie kijków nie jest konieczne i spokojnie daje się radę bez nich ale mimo sceptycznego podejścia przyznaję, że z kijami jest wygodniej i bezpieczniej. Za używaniem ich przemawia wszystko: można sprawdzić podłoże podchodząc do brzegu urwiska, wytrzymałość zmarzniętej kładki czy pokonywanego lodu, głębokość strumienia maskowanego trawą, grząskość gruntu, szybkość zawracania atakującego psa ;) ale mnie przydały się do zupełnie nieprzewidzianej czynności – torowania przejścia na drodze zawalonej przygniecionymi śniegiem w kierunku ścieżki gałęziami, drzewami i krzewami. Poza tym kije rozkładają inaczej obciążenia kręgosłupa, nóg i dają dobre odbicie ramionom. Oczywiście mowa nie o kijach nordicowych, lecz o trekingowych, najlepiej z talerzami do śniegu.
Wracając do rakiet: chronią buty, spodnie i stuptuty w dużym stopniu przy marszu przez małe sztywne krzaki i wszelkie ostrężyny, pozwalają szybciej poruszać się w śniegu średnio- i bardzo głębokim, dają stabilność na wyślizganych nawierzchniach (ale nie zastępują raków żeby była jasność, choć są opcje z dopinanymi harszlami), dzięki nim można pokonać rozmarznięte pulchne pole lub płytkie rozlewisko na polu (bez rakiet sięgające do kostek). Umiarkowanie ograniczają zapadanie się w śniegu (w zależności od jego struktury) ale nawet gdy się zapadają to tworzą lej eliminujący kontakt śńiegu z nogawką/stuptuten powyżej kostki i nawet mimo zapadania dają komfort marszu nieosiągalny bez nich. Do tego są lekkie, mocne i mieszczą się w plecaku w przeciwieństwie do nart, w komunikacji publicznej nie trzeba na nie biletu ani łachy kierowcy żeby otworzyl bałagażnik. Niezależnie: w górę czy w dół, bardzo pomagają i stabilizują trawersowanie. Osobiście lepiej mi iść w rozpiętych karplach i jeszcze nie odkryłem sytuacji w której warto byłoby je zapiąć, możliwe że komuś byłoby wygodniej przy trawersie, mnie nie. Inooki miały zatrzask obsługiwany kijem bez schylania i łatwiejsze dopasowanie do buta. TSL miały chyba mniej niszczące buta wiązanie i podpiętek przydatny przy pokonywaniu długich wzniesień ale trudniej się dopasowywały, zatrzask wymagał schylania i łatwiej zrywały przyczepność w przód.
Dwie nieprzyjemne przygody miałem, obie z mojej winy: jedna to wybranie trasy rajdu przez tereny bagienne mimo małego mrozu co skończylo się wpadnięciem po kolana w śmierdzące, bulgoczące bagno (bez rakiet mógłbym wpaść po pas pewnie). Druga to wybranie trasy wiodącej wąską scieżką w liściastym lesie pełnym młodych drzew i krzewów, które – jak wyżej wspomniałem – pod ciężarem śniegu pokłoniły się na ścieżkę nawet 1m nad ziemią; poruszanie się w takich warunkach wymaga stukania kijkami (na szczęście były w komplecie z wypożyczanymi rakietami) w dwie najbliższe gałęzie, odczekania aż spadnie śnieg z nich a gdy jak katapulta prostując się trzepną w wyższe gałęzie – rownież i z nich, dwa kroki i powtórka z rozrywki. Poza kijami trekingowymi nieodzowny jest kaptur i dobrze zaimpregnowane rękawice ale nawet wtedy jest to raczej szlifowanie charakteru lub słowa „zakręt” w pewnym południowym języku niż rekreacja a już na pewno nie przyjemność. A teraz inglisz i zdjęcia.
/ [ENGLISH] I wrote above my experiences after my first walks in snowshoes but it’s so extended only in Polish as they’re not popular in Poland, many people doesn’t even know what is it, but there’s so many English speaking users who posted their tests and hints that I’ll only confess that I found in love with, as Poles call them, „rockets” and I appreciated trekking poles for extended safety and comfort and being great tool for many purposes. Now, the pictures:
Zobacz zdjęcia z pierwszego wypadu / See pictures from first walking in snowshoes
NZRP Zagnańsk – Suchedniów / Winter overnight walking
Perpetum mobile: atrakcyjne pomysły rodzą się po realizacji swych poprzedników: po rajdzie z pochodniami padł pomysł na śnieżne rowery, po rowerach na nocleg w namiocie, po nim na bardziej przemyślaną powtórkę noclegu wzbogaconą o rajd. No i poszliśmy: 20 km ośnieżonym lasem a na koniec nocleg w temperaturze 0°C
Jak było? Bardzo pozytywnie: bo jednorazowy termos miał idealną pojemność 0.7l, bo na trasie zastaliśmy gotowe ogniska z naszykowanym drewnem, bo leśniczy się miło odezwał, bo sarny się nas nie bały, bo zdążyliśmy przed deszczem, bo Grzesiek pożyczyl mi czołówkę, bo było tak widno, że nie trzeba było jej włączać, bo kulig utorował nam drogę, bo prezesowi klubu futbolowego w Potworowie zaproponowano przyjęcie nazwy na „Inwazja”, bo zimny wiatr zniwelowały drzewa (nie mylić z technodrzewami), bo doszliśmy do celu karmieni przez Tomka różnymi smakołykami a o 3 rano opędzlowaliśmy żur i cytrynówkę uwarzone przez seniora rodu, bo… długo by można wymieniać (pow)ody do radości.
Był tylko jeden minus całego rajdu: minus jeden (celsjusza) ;P …a nie, zgubiłem moją broń na psy, no, już jest na co narzekać! ;) W rolach głównych wystąPILI: Eco z dna serca, emerytowany Mintaj i jo.
/We wanted to sleep this winter in low, natural temperatures so Tomek invited us to a nice hut with no heating. But to not repeat our last mistake, we decided to have long walk before. 20 km is not the longest distance you could imagine but at night in winter conditions that was enough to feel happy tired. Hope you’ll enjoy as we did!
I nie śmiać mi się tu z mojej pidżamki! :) A tak szykowaliśmy się do tego desantu
/ Road is the best prize but the better is to have an additional goal as we had: night in the hut. And that’s how we were preparing this event
Weekend zimowy / Winter weekend 1/3
Czasem daje o sobie znać skłonność do przemyśleń, tym razem potrzeba medytacji podsunęła pytanie, którego nie można było rozważać w czterech ścianach: gdzie ona jest i co dla kogo robi? ;) Drrrrryń!!!! – Słucham – Jak tam? – Widziałeś co jest za oknem? – Ja właśnie w tej sprawie… kilka godzin później jedziemy w mehehowo-jednomaściowo składzie dychaczem na przełom Lubrzanki i atakujemy Ameliówkę z pochodniami. Niepoprawny optymizm pozwala nam łudzić się, że zdążymy na ostatni dyliżans z Masłowa, zaczynając nasz wyczerpujący spacer nie wiedzieliśmy, że spóźnimy się nań tylko dwie godziny ;P
/Spontanous trek in winter night via 7 km of Masłowskie Strand, sinking in the knee-high snow.
I tak radośnie zaczął się weekend / And to me that was just beginning…
NZRP z pochodniami Słowik – Skocznia / Winter forest walk with fire
Chcąc złapać zimę nocą w lesie, gdy śnieg podwaja blask ognia z niesionych pochodni, wysłałem maila do paru śmiałków by dołączyli do spaceru bo Tomka już mi się udało namówić. Mimo niechcący wprowadzonej logiki chaosu udało się wszystkim dotrzeć pod klub strzelecki „Stella” chociaż dotarcie do właściwego autobusu udało się tak jak akrobaci huśtając się na olbrzymich huśtawkach w cyrku skaczą robiąc piruety i chwytając dłonie kolejnego akrobaty w locie w momencie gdy te są skrajnie wyciągnięte. Ledwo zahaczają o nadgarstki lecz ewolucja się udaje, nam również wyszła ewolucja tyle że wsteczna: z homo computerusa przeistoczyliśmy się w ludzi, których jara łażenie w nocy przez las i śnieg z ogniem w ręku. Dziwięcioro nas ruszyło w las plus jebitny psiur co wabi się Aura.
Jak przypomnę sobie poruszane podczas rajdu tematy, zwłaszcza gdy przy ognisku zostało tylko sześciu chłopa, to mam uśmiech od ucha do ucha lecz treść ich pozostaje między uczestnikami. PS. Pochodnie, które kupiliśmy zjarały się w może 20 min, porażka, trzeba chyba Słodowego uskutecznić…
/ So, week after overnight trip I wanted to catch the winter in frosty forest, with snow on the trees and underneath to reflect light of fire. Nine of us with german shepherd walked into forest. We had sausages straight from the bonfire and a little ‚something’ to warm up ;) Track was short but that was my goal: simple walk, just for pleasure, far from survival, easy wandering… :)
Dzięki wszystkim i do zobaczenia następną razą, hue hue hue! Czuwaj! A, tu zdjęcia Tomka
/ You can also see the pictures from this trip taken by Tomek
Co można robić zimą w Polsce? / What to do in Poland during winter?
Można ciskać gromy, że nastał zbyt siarczysty mróz albo wykorzystać jego dobrodziejstwa i przejść po zamarzniętych bagnach. No, przynajmniej próbować ;P
Miłe złego początki.
Spontan sobotniej zdzwonki zaowocował pięcioma rumianymi gębami w dyliżansie wiozącym nas drogą odśńieżoną na jedno auto w stronę najstarszego dębu w Polsce. I/lub największego.
Po prawdzie to zaspałem i naliczenie nietoperzy i na rajd Tomassowy ale na szczęście udało się zmontować własną alternatywę. Desant niedaleko dawnego klubu „u Ducha”, niestey w choć planowaliśmy zaopatrzenie w tutejszym sklepie to w sobotę po 20 nie było tu ani jednego nosa. Pocałowaliśmy klamkę i w las. Po jakichś 2157 krokach, gdy przestaliśmy się onanizować czołówkami a zaczęliśmy w tym celu używać gpsów, androidów i innej techniki, Mintaj się rozmarzył – Wiecie, co najbardziej lubię w nocnych rajdach? Że idziesz całą noc i nie spotykasz w ogóle ludzi. Jesteś tylko Ty, twoi kompani i dzicz dookoła. Prawdę rzekł, która chyba wszystkim gra w duszy – uciec z betonu, z dala od ludzi, nie widząc cywilizacji innej niż ta, która na własne życzenie targamy w plecakach.
Bliskie spotkanie trzeciego stopnia.
Nie minęły dwa różańce gdy w środku lasu skrzypiącego mrozem ujrzeliśmy światło zbliżające się w naszą stronę. Pochodziło zapewne ze starej, niezbyt mocnej żarówki i ślabym, żółtym światłem pełzło do nas leśnym duktem. Wkrótce zza wzgórza wyłonił się licho świecący pojedyńczy reflektor – a więc nie traktor i nie quad… W miarę zbliżania za światłem majaczyć począł wąski, dość wysoki nos nadjeżdżającegopojazdu. Prawdę mówiąc wyglądał jak miniaturowa stara lokomotywa a okazał się być radośnie zaadaptowanym na papaja-samoróbę GAZem z przyczepą i dopiętymi z tyłu sankami w grubo ciosanego drewna.
Z przytupem i popitką.
Na traktorze mocno wesoła ekipa, która, jak na tego rodzaju „spotkanie na szczycie” przystało, poczęstowała nas tym i owym na gorąco i rozgrzewająco a niestandardowe wyposażenie pojazdu w postaci radia z kolumną pozwoliło nam rozgrzać się przy tańcach i grzańcach. Narciarki podróżujące na przyczepie poczęstowały nas jeszcze ciepłym mięsem z grilla a my odwzajemniliśmy toasty serwując mniód pitny. Obaj kierowcy nie do końca wierzyli, że idziemy z Zagnańska do Kielc w nocy, w mróz, z własnej woli, lasem, NA PIECHOTĘ.
Udało się Artkowi w tych egip… tfu, zagnańskich ciemnościach nakręcić dwuminutowy filmik choć dźwięk, tradycyjnie przy pancernej obudowie GoPro, nie powala na kolana delikatnie rzecz ujmując… ;)
.
Którędy do Nazaretu?
Otrzymawszy wytyczne jak trafić do jeszcze tlącego się ogniska podążyliśmy śladami kuligu z którym w końcu musieliśmy się rozstać. Tu poznaliśmy fantazję wiejskiego traktorzysty a później ślad GPSa tylko to potwierdził – zrobiliśmy szalone zimowe tango po lesie ale przecież nie o to się rozchodziło by dobiec do Klerykowa w pół godziny a przypadkiem nie nadłożyć drogi.
Mieliśmy szczęście, żar jeszczenie wygasł więc z pomocą chrustowego i karitasowej stearyny nadaliśmy odpowiedni aromat oraz efekty dymne po czym kiełbasa trafiła na ogień.
Uśpiona natura kibica.
Mintaj, gdy zmarzł i skruszał odpowiednio, postanowił odśpiewać pieśń bitewną o tak przeraźliwej sile perswazji, że nawet Hardkorowy Koksu czmyhnąłby pokrywszy się gęsią skorką na myśl o walecznej drużynie. Ta drużyna to oczywiście Polonia Białogon, niestety moc wykonania tego hymnu przerosła zdolności rejestracyjne mikrofonu w kamerce Hero – powstały przester absolutnie wykluczył publikację utworu nad czym ubolewamy niezmiernie. Serio, kurka siwa :(
O północy na Południe.
Ognisko nie trwało zbyt długo. W zasadzie nigdy nie trwało tak krotko – w pół godziny uwinęliśmy się z kiełbasami, zamarzniętym chlebem i urodzinowymi kamieniami o smaku kasztanków, któremi sypnął wchodzący w Wiek Chrystusowy, Grześ. Powiem tylko nie wchodząc w szczegóły, że dialogi były znakomite :) Fajnie jest też zatrzymać się w marszu, pogasić czołówki i posłuchać lasu, wiatru i mrozu. Poczuć szczypanie na policzkach, kłucie lodu w nosie a zadzierając go do góry zobaczyć między drzewami Oriona. A później także inne gwiazdy rozpoznając je dzięki jakiejś sprytnej aplikacji w sprytnofonie.
Droga usłana rurami.
Odkryliśmy piękną ścieżkę na narty a później zaatakowaliśmy rzekomo zamarznięte bagna. Przy temperaturze odczuwalnej -18 do -20 °C spodziewaliśmy się przejść po zamarzniętych mokradłach niczym bo wypolerowanym betonie, jednak, jak wyjaśniła jedna z teorii wyjaśniających nasze rozczarowanie, na skutek metanu i procesów gnilnych, to cholerne grzęzawisko wciąż było pulchne i głośno siorbiąc, niechętnie wypuszczało nasze stopy. Trafiały się też długaśne koleiny wypełnione zamarzniętą, całkiem przezroczystą wodą, w której jak dzieci oglądaliśmy wielopłaszczyznowe struktury pęknięć lodu.
Kogutkowyyyy, … ci w … do połowy!
Pod mostem E7 pożegnaliśmy się z Darkiem, który ruszył na Śliwki ale już za kwadrans dzwonił …spod domu gdzie go podrzuciły służby nie chcąc by błąkał się po północy wzdłuż rozbudowywanej obwodnicy siejąc zamęt i lęk w sercach dozorców. My wyszliśmy z lasu na zamkniętą Zagnańską tuż przy hotelu Piaskigdzie kogutkowi nie omieszkali omieść nas snopem więziennych reflektorów. Heh, poczułem się jak statysta w Shawshanku ;)
Zmarznięte gardła rozgrzał nam gorący dwójniak w Mehowym barze gdzie spotkaliśmy Maję i Krakersa a podrzucił nas, narzekając na zamarzniętą skrzynię biegów, Betko.
Nie skłamię mówiąc „ja tam byłem i miód bez mleka piłem” :) Dzięki chłopaki i do ponownego zobaczenia na szlaku, może tym razem z pochodniami.
Tekst: ja, zdjęcia: Darek Walkiewicz, Artek Cedro.
Zdjęcia czynił również Betko jednorazowcem i jak tylko potraktuje je procesem C41 oraz skanerem to wrzucimy TUTEJ doń linkę :)
Edytowano: zapomniałem wcześniej ale dziękuję w tym miejscu Kowalowi i wszystkim, do których wydzwaniam z nocnych rajdów (niejednokrotnie w stanie nieważkości) żeby sprawdzić rozkład lotu ISSa. Tym razem na szczęście nie zobaczyliśmy Stacji Alfa – „na szczęście”, ponieważ miała ona lecieć dopiero o 5.22 a do tego czasu uświerklibyśmy na mrozie jak talala :)
FotoszwENdacz i BLOGOstan
Marek Sierocki swe wejścia w teleekspresowym okienku rozpoczyna zawsze swym nieśmiertelnym „WITAM„, tedy i jak się tak z Państwem przyWitam. Poniżej, zarejestrowane na taniej kliszy z pewnej drogeryi, Kielce w trzech niespiesznym krokiem popełnionych fotoszwendaczach między Bożym Narodzeniem a Trzema Królami oraz parę z dalej wymienionych a bliżej nieznanych niezbyt odległych miejsc oddalonych w przybliżeniu o kilkadziesiąt mil. Sierocki wita, Owsiak wita, Szydłowiec („kulturalna stolica Mazowsza” – jak głosi ich billboard przy obwodnicy E-7) wita, nawet w Kościele Mariackim ołtarz Wita (Stwosza) i tylko Kielce już ani nie wita ani -ją bo z Centralnego zniknął pozornie nikomu nie wadzący neon „witamy w Kielcach”. Zniknęły dawno neony z Romantiki, Moskwy a ostatnio nawet z Katarzyny. Chodzę więc i robię zdjęcia, które pomagają mi czuć się młodszym o te szabanaście lat…
Powyższe miejsce ustrzelili też moi chłopcy udarowcy (normalny człek, taki bez udaru mózgu ani muskuł, nie pcha się na takie niewiadomoco) a oni – proszę, Stara Góra: RAZ i DWA.
Mam tak, że czasem tkanka miejska ożywa. Ale nie tak, jak wersalka w Opowieści o zwyczajnym szaleństwie, wchodzisz i czujesz, że nie jesteś sam. Najspokojniej jak potrafisz robisz zdjęcie starając się nie zakłócić harmonii śpiącego podwórka po czym oddalasz się by nie nadwyrężać łokci gapiących się (i tylko cudem mrozu nieujadających) z okien bab. W czarnej bieliźnie zawsze wychodzą lepiej.
Wyjaśniając skróty: Design Centrum Kielce oraz Ośrodek Myśli Patriotycznej i Obywatelskiej to mieszczące się w dawnym więzieniu przy Zamkowej instytucje wchodzące w skład większego organizmu pt. Wzgórze Zamkowe.
Takie fajne schody mamy, mam nadzieję, że doczekamy się również przy nowej Filharmonii przejść dla pieszych malowanych „w klawiaturę” pianina…
Tu (albo lepiej: tutej) się okazało się, że fartem ustrzelona wieża strażnicza też odeszła w niebyt (niedoszła w odbyt?)
Zdałem sobie sprawę poniewczasie, że ze względu zarówno na treść jak i formę, te zdjęcia miast tutaj winny trafić na SPK ale z powodu tumaniącej beret mój gorączki stało się inaczej a i pewnie za jej sprawą podpisy wylewniejsze niż być powinny. Do apelu „piłeś-nie esemesuj” dołączam „chorujesz-zostaw bloga w spokoju” choć sam niniejszym nie omieszkałem popaść w błogi blogostan. Całe szczęście, że długołikendowe kajaki nie doszły do skutku, teraz by było wiadomo dlaczemu jestem chory a tak – zgaduj zgadula… Ulala, dobranoc!
Mam nadzieję, że mimo iż nie pokazuję mego miasta od tej wszechobecnej, landrynkowej strony, to znajdą się turyści, którzy widząc dworzec w Kielcach (na którym wiadomo co się najbardziej dzieje) zamiast zamykać nerwowo okno lub sprawdzać czy wciąż mają portfel, wysiądą i dadzą się ponieść w miasto butom: lewa, prawa i koślawa…
Scyzoryk.
.35 Zima (Koniec) / Winter (The end)
Słabe jest takie pokazywanie stykówki – jedno zdjęcie dzień po dniu, może przy streecie się to sprawdza ale u mnie jakoś średnio. Ten slajd naświetlałem wystarczająco długo by musieć zmierzyć się ze swymi demonami: kilka zdjęć wypadło, kilka wstawiłem chociaż mnie bolą, mam nadzieję że z czasem przestaną mieć jakiekolwiek pejoratywne zabarwienie. Najsztub powiedział coś interesującego: udane związki to nie tylko te, które trwają. Odnajduję w tym swoją prawdę i idę naprzód a jednocześnie sięgam mocno wstecz, dalej niż cookies, robię to ostrożnie. Cieszę się tym, co zamknąłem za sobą i tym czego nie zatrzasnąłem na amen. Nigdy więcej pseudofotobloga w stylu picture-a-day i na pewno długą przerwę zrobię przed kolejnym krosem – ilość utrzymanych w podobnym stylu fotek trzepniętych ajfonem z aplikacjami zaczyna wzbudzać we mnie torsje. Niedawno bardzo mądra pani zadała mi pytanie czy nie boję się utraty prywatności przez bloga – jasne, że nie, wszak nie wstawiam tu niczego, co mogłoby zostać użyte przeciwko mnie a treści jak powyższa należą do wyjątków. W sumie ludzie dookoła znacznie bardziej odsłaniają się na codzień swymi profilami na fejsie i n-k niż ja na swoim blogu. Nie zaprzeczam – jest pewne niebezpieczeństwo ale jest też i oczyszczenie. Może Long Way Round kopnie mnie wreszcie w dupę, skruszy lagi z jesieni i zawodowe życie nabierze tempa. Wreszcie. Tak mi dopomóż blog.
Koniec krosa. / End of the crossed chrome film.
Zaginiona klisza / Missing film
ISO 400 rżnięte na 1600, które zacząłem naświetlać rok temu, Dżesiowi dzięki za pomoc w wołaniu i zerojedynkowaniu. Pomijając duble i źle naświetlone to niemal stykówka.
/ ISO 400 @ 1600. I started to run this film a year ago. Developed and digitalized with great help of Betko. Except doubled or wrong exposured it’s almost contact sheet.
Zimowy całodniowy rajd pieszy Skorzeszyce – Kielce / Winter walking in Swietokrzyskie
Parę strzałów z mojej najtrudniejszej zimowej marszruty, ok -25°C i wiatr…
/ Few pictures from my most advanced winter trip
Jeśli spodobały się zdjęcia – przeczytaj relację. / The story dedicated to above pics, sorry folks, Polish only at this stage :(
Domy na Jasnej / Jasna Street, Kielce
Dwa domy przy ul. Jasnej w Kielcach, spenetrowaliśmy je fotograficznie z Ordinary Guy’em, znaleźliśmy znalezisko, ktorego lepiej nie publikować a wkrótce po naszej wizycie jeden dom spłonął a w drugim znaleziono trupa… dziwne uczucie, nawet gdzieś mam wycinek z gazety o pożarze, no i ten człowiek… ciarki na plecach.
/ Two old houses on Jasna Street, Kielce. Shortly after photoroaming with Betko, one of them was burned down and, in second one, dead man has been founded. Strange feeling, goose-flesh…
Drepcydes w rezerwacie Milechowy / Milechowy nature reserve
Zostawiliśmy pojazd w Zajączkowie i podreptaliśmy jedną ze zmodyfikowanych pętli Niedźwiedzia. Zdjęcia, ognisko, najładniejsze echo w województwie, zabawa GPSem i wygłupiające się stare konie ;P
/ We left a car in Zajaczkow and walked around Milechowy – with its cave, gorge and naure sanctuary full of birds.