Brulionman

o fazach ksiezyca, ruchach tektonicznych plyt w Ameryce Lacinskiej, o inseminacji owiec, o pomniku w ksztalcie wielkiej pochwy przy glownym skrzyzowaniu w Rzeszowie, o zapadaniu w katatonie, o ukladach scalonych, o MySQLu, o propagacji w pasmie dwumetrowym, o powstaniu Nikaragui, o petli histerezy – nie jest to blog. / trying-to-be bilingual (English) blog

Moda z Kitaj-goroda

4 Komentarze

CZYLI FASHION FROM RUSSIAN

Najbardziej ruchliwa ulica w moim mieście. Tak, mimo emigracji Kielce ani na chwilę nie przestały być MOIM miastem, a teraz gdy powróciłem, są nim po dwakroć. Ale ja nie o tym.

W porannych godzinach, eleganckim krokiem idzie jejmościna w wieku takim powiedzmy 60 z dużym plusem, cała na czerwono, na który to zestaw składało się obuwie, plisowana spódnica i dopasowana koszulka. Wszystko byłoby wspaniale i malinowo gdyby nie wielki złoty napis na całym przedzie owej koszulki, który głosił:

Twerking is not a crime

Pani mogła być oczywiście entuzjastką twerkingu, może mistrzynią seniorów nawet lub po prostu chciała sprowokować jakąś reakcję. Ale ten napis jakoś nie zgrywał się z całym jej stylem i aurą więc mam pewne przypuszczenie. Oczywiście nie mam nic przeciwko paniom, które lubią twerking, jednak coś mi mówi, że w tym konkretnym przypadku, na wybór koszulki złożyły się kuszące jaskrawe kolory i nieświadomość co niesie jej treść.

Taki apel, może sprawdźmy co nasze Ciocie, Babcie a czasem może i Mamy, mają w szafach, żeby oszczędzić im potencjalnych niezręczności.

PS. Ciekawe ile podobnych deklaracji-pułapek czyha sobie cichutko w zakamarkach tikejmaksa, hafprajsa oraz wśród jadących do nas „prosto z Holandii i Norwegii” świezych dostaw taniej odzieży.

Written by brulionman

11, Listopad, 2022 at 5:40 pm

Piątek, piąteczek, piątunio!

4 Komentarze

Kilka dni temu gospodarz jakiegoś eko-programu w Radiu Nowy Świat mówiąc o szczycie klimatycznym i wyśmiewając słowa jakiegoś brytyjskiego wazona, bezmyślnie zdradził zakończenie najnowszego 007 przez co, oglądając dziś przygody Janusza Skuwki, niestety od początku wiadomym było co stanie się na końcu. Film niezły choć wyjątkowo nie grają w nim urywające dupę piękności. Trafiła się jedna dosyć-dosyć lecz jej epizod trwa krócej niż potencjalny stosunek z nią, czyli schodzimy poniżej kwadransa. Postęp i emancypacja pospołu tworzą nowego Nula Nula Sedem – w ramach poprawności politycznej będzie on przypuszczalnie czarnoskórą kobietą. Takie to cuda się dzieją więc może jeszcze dożyjemy czasów gdy w tygodniu spotkają się dwie niedziele obok siebie…


A tak pamiętnikowo lecąc – zrobiłem coś obrzydliwego z czego jednakowoż jestem dumny – pierwszy raz w życiu zjadłem kurzą rapkę, z własnej woli. Rzecz o tyle trudna, że mam wysoką nietolerancję na chrząstki a tam jeszcze miękka skóra. Dziś pokonałem ten odruch całkowicie, tak żeby sobie udowodnić, że to pies macha ogonem a nie odwrotnie. Smak… jak flaczki tylko trzeba kosteczki wypluwać takie króciutkie, małe ale przyzwoicie grube i obłe więc nie było biedy. A czemu tak? Bo odkopałem korepondencję sprzed lat z planowaną eskapadą zmechanizowaną w mongolskie stepy, a tam jak poczęstują duszonymi jądrami albo zupą z baranich oczu to odmówić niewypada a zhaftować się na glebę w jurcie też nieeelegancko trochę. Trening czyni mistrza. Dwie rapki zjedzone a już da się zauważyć że piszę jak kura pazurem. Ciekawe, czy naszego Cezarego, najbardziej znanego z dzwonienia z budki na deszczu wśród wilków jakichś, też w ten sposób strofowało ciało pedagogiczne w podstawowej szkole, hmmm… ?

No, taki to piąteczek więc aż się boję mysleć co przyniesie weekend. Wszystkiego dobrego ludkowie złoci!

Kasia. D+daje mi skrzydeł

2 Komentarze

Daj kobiecie narzędzia, czas i kilka myśli zwiniętych w kłębek…

Latarnia morska w klimacie znanego żółtego płynu

Written by brulionman

1, Październik, 2021 at 6:43 pm

Odtwarzania muzyki historia krótka – ADAPCIOCH

3 Komentarze

Najpierw nie było niczego jak nad swetrem Kononowicza, dopiero gdzieś między średniowieczem a misją Apollo 11 świat poznał gramofon i płaską dziurę oblaną piosenkami. W przeważającej większości czarna płyta czyli tzw. analog, wosk lub winyl – była nie tylko wielka jak kołpak, nieporęczna ale i wrażliwa na słońce, porysowania i z czasem się zużywała. Miała różne rozmiary, prędkości odtwarzania i pojemności czasowe, a najlepsza jakościowo była znana jako maxi singiel, którego nazwa weszła do mowy na stałe i przetrwała aż do czasów płyt CD.

TŁOCZENIE TRWA NA OKRĄGŁO

Photo by Emily Rudolph on Unsplash

Sprawnie działający system szpiegostwa przemysłowego ZSRR pozwolił wkrótce także podległym Sojuszowi demoludom cieszyć się słuchaniem czegoś więcej niż radia. Magiczne skrzynki, w których samodzielnie zarządzało się dźwiękiem. Chociaż pochodził on z płyt zatwierdzonych wcześniej do tłoczenia lub importu przez GUKPPiW czyli urząd cenzury

Winyle zacinały się i niszczyły na skutek porysowań a te powstawały np. podczas podskoków stadnych w okolicy didżejki, która wg współczesnej poprawności politycznej, podobnie do pedagożki, chirurżki czy pilotki i innych pociesznych feminatywów, pewnie powinna oznaczać puszczającą i miksującą muzykę kobietę. Nam chodzi jednak (o odgłos paszczą) o miejsce: budkę, wnękę, kontuar, kabinę, pulpit a czasem podwyższenie względem parkietu lub sceny, z którego DJ projektował na salę swoją estetykę muzyczną, ubarwiając repretuar w zależności od sprytu w palcach, połączonego z kumacją oczytywania euforii i zmęczenia w tłumie mu podległym. Pomijam studnię bez dna czyli cały turntablizm jako element kultury hiphopowej zaznaczając tylko, że gramofon był dla niej wynalazkiem przełomowym a prawdziwi DJ-e zmienili go z urządzenia w instrument.

Do sedna wracając: gdy tłum w podnieceniu podskakiwał lub wpadał w pogo do rytmu czegoś, co wyrywa z butów, jak np. No sleep till Brooklyn czy Raga Prativ Maszinie, część piętra potrafiła wejść w rezonans a już bliżej  wspomnianej didżejki było niebezepiecznie pewne, że ramię gramofonu podskoczy na płycie imitując (i poniekąd emitując) przy tym trzask niczym grzmot rozsierdzonej błyskawicy.

OD URZĄDZENIA DO INSTRUMENTU

Photo by Pierre Gui on Unsplash

Winyl poza główną fukcjonalnością miał swe poboczne aspekty np. niszę na rynku – specjalne single spełniały rolę pocztówek – były to widokówki z wydrukowanymi życzeniami imienionowymi i nagranym jakimś szlagierem, promocją folkloru, nauką języka albo bajkami dla dzieci.

Pierwotnie odtwarzacze płyt miały rozmiar i design będący mariażem akordeonu z kredensem na kolekcję kryształów, wagowo będąc bliższe temu drugiemu protoplaście jak np. radio z gramofonem Mińsk R7, późniejsze dało się zmieścić w walizce rozmiaru bagażu podręcznego we frajanerze. Rozwój ówczesnej elektroniki stworzył adaptery rozmiarów przenośnych, a przynajmniej noszalnych. Z początku osiągnięto wielkość pudełka po butach, które można było przewiesić na pasku przez ramię i zabrać na prywatkę – dla urodzonych po roku 2000: to taka nazwa na domówkę z czasów gdy prezydenci lubili się całować. Z czasem miniaturyzacja pozwoliła wręcz na rozmiar, który powodował że płyta na odtwarzaczu przenośnym wyglądała niedorzecznie, wielokrotnie przewyższając go powierzchnią.

Standardowe czarne płyty, niewiele mniejsze od płyt chodnikowych, w odróżnieniu od późniejszych popularnych nośników, przenosiły inaczej (tzn. „szerzej”) niektóre dźwięki, przez co do dziś rynek audiofilski (czyli użytkowników, którzy słyszą lub mówią, że słyszą tę różnicę) ma się dobrze a kolejne roczniki dobijając do kryzysu wieku średniego czują potrzebę ozdobienia salonu karuzelą zwaną przez nasz najbardziej bratni naród PRAJI-GRAWA-TJELEM.

Skoro już o tym mowa – właśnie urządzenie zwane wymiennie gramofonem lub adapterem w czasach PRL-u przenosiło oficjalnie polską młodzież, nauczaną obowiązkowo języka rosyjskiego, w świat dźwięków zagranicznych piosenek, pod warunkiem, że były to piosenki radzieckie. Rozkładanie sprzętu audio zamykanego na klucz w meblościance, jaka obowiązkowo wieńczyła tył każdej sali lekcyjnej, stanowiło rytuał rozpoczęcia i zakończenia niemal każdej lekcji z nauczycielką przezywaną Suchą dupą i nie wnikajmy może w etymologię pochodzącą ze szczerej dziecięcej złośliwości.

Dzięki przymusowemu śpiewaniu obciachowych piosenek (np. o misiu tańczącym z laleczką, piłeczce tonącej w rzeczce lub klasyce kolonijnych apeli wyrażającej tęsknotę za słońcem z deklarowanym uwielbieniem dla mam, nieba i pokoju na świecie, młodzież której sypnął się pierwszy wąs łonowy, dowiadywała się jak prawidłowo akcentować w wielkoruskim języku Tołstoja i Puszkina, oraz że sztuka ta nie sprowadza się jeno do naśladowania kresowego zaśpiewu. Nagle docierało, że Wujcjo Tońcio spod Zamostja ani kapele baciarskie ze Lwowa, których nie rozumie się w szerokopojętej centralnej Polsce, jednak nie mówią po rosyjsku (bo po rusku kojarzyło się z karą cielesną wymierzaną linijką za ów zwrot).

Płyta obracała się na gramofonie a lektor o głosie, który niósł zaufanie i spokój prawie jak kraj z którego pochodził, zachęcał do ćwiczeń. Tak naprawdę dyżurny miał więc rozwlec w czasie rozkładanie wyposażonego w czerwono-czarne dziurkowane kolumny adapteru Artur WG900 żeby skrócić czas ćwiczeń i śpiewów do minimum. Taki techniczny z dużym poszanowaniem czasu pracy.

Gramofon bywa mylnie kojarzony z patefonem lub fonografem, którego używali hitlerowscy onaniści do słuchania jak Janek Kiepura śpiewa Nessum Dorma. Wersja duża to gigantyczna tuba z o wiele mniejszym urządzeniem nakręcanym korbą, a mniejsza to ta, przy której siedzi pies z loga HMV. Nasze rodzime adapciochy z Unitry chociaż nie nadawały się absolutnie do skreczowania to były katowane i przy pewnej wprawie oraz miesiącach ćwiczeń z gwizdu rozpoczynającego czołówkę Janosika dało się wycisnąć takie cifit-cifit jakiego nie powstydziłby się Mix Maxter Mike ;)

Mix Master Mike. Photo by brulionman

cdn.

Odtwarzania muzyki historia krótka – RADIO

leave a comment »

Ojcem tego wynalazku chciało być aż trzech: Tesla o bałkańskich korzeniach, działający w kraju Wuja Sama, Marconi – Włoch półirlandzkiej krwi oraz Fessenden – son of the preacher man z kraju klonowego liścia. Jednakowoż, edukacja komunistyczna, której byłem wychowankiem, promowała wersję o czwartym, oczywiście – jedynym wynalazcy, którym był niedoszły pop, nomen omen (i amen) nazwiskiem Popow, więc wraz z kolegami wiedzieliśmy, że radio wynalazł Rosjanin, choć w duchu obstawialiśmy Włocha.

Radioodbiorniki lepsze lub gorsze pozwalały słuchać Wieści z kraju i ze świata, słuchowisk (no bo nie widowisk, gdy fonia ino snułą się z tego zasilanego prądem mebelka), a wśród nich radiowych seriali naszych rodziców, jak Matysiakowie czy W Jezioranach. Jednak gdy ktoś chciał o dowolnej porze posłuchać ulubionego szlagieru (dla gimbazy: dawna nazwa hitu, przeboju tudzież pałerpleja), na radio już liczyć nie mógł i tu się zaczyna…

…niepozbawiona dygresji, tendencyjnej narracji i mocno pachnąca tęsknotą za dzieciństwem, które nie przemineło mimo schyłku peerelu, podróż przez technologie pieszczące tych, którym słoń na ucho nie nadepnął. Gadżety grające muzykę zanim wynaleziono ajpoda omówione produkowane w „poręcznym” rozmiarze pudełka po butach. Zamiast parametrów sprzętu, znajdziecie tu przeżycia i emocje obcowania z dźwiękiem samodzielnie odtwarzanym na życzenie. A wszystko dlatego że zmarł Lou Ottens. Ale po kolei.

GŁOS W SKRZYNCE

Photo by Csongor Schmutc on Unsplash

RADIO DIO DIO

Wynalazek Tesli, długo był jedyną formą poznawania wiedzy o bieżących wydarzeniach na świecie, zwłaszcza poza wielkimi miastami posiadającymi dystrybucję prasy. Jeśli komuś życie w PRL wydawało się szare i ubogie to zapewne nie miał porównania, co działo się u naszych sąsiadów w bloku komunistycznym. Ci na Południu, zapijając Zlatym Bażantem knedle, mogli słuchać radia na dworze nie mając walkmana – tamtejsze miasteczka i wioski, oprócz lamp ulicznych, miały słupy z megafonami (zwanymi w PL szczekaczkami), z których płynęła muzyka, a w jej przerwach Veľký Brat opowiadał, że różne towary, które widać w serialu Kobieta za ladą są normalnie we wszystkich sklepach Czechosłowacji, chociaż chwilowo, piętnasty już rok, nie są dostępne (tę strategię wspaniale przybliża tow. Winnicki)

W ojczyźnie Popowa było jeszcze ciekawiej. Gdy chłoporobotnik po elektryfikacji wsi miał już „światło”, trzeba było go jeszcze oświecić, żeby wiedział co ma myśleć i temu posłużyła w ZSRR radiofonizacja. Nie trzeba było nawet wychodzić z domu, by słuchać radia. Działało to tak, że sołtys lub inny carski dygnitarz, włączał w swym domu (tudzież szkole, remizie lub poczcie) radio, będące sercem radiowęzła, którym okablowano okolicę wyprowadzając sygnał do gniazdek w ścianach prywatnych domów.

Gniazdka te wyglądały identycznie z polskimi prądowymi 220V. Tylko zamiast prądu płynęły tam nieustanne peany o tym jak dostatnio żyje się ludziom w Kraju Rad, przeplatane jedynie wezwaniami do zwiększonych wysiłków i wyrzeczeń, które wiodą nas, towarzysze, ku dobrobytowi realnego socjalizmu i służą zwycięstwu w wojnie o światowy mir. Mieszkańcy mieli nieduże ustrojstwo zwane kołchoźnikiem – magiczne grające pudełko, w pierwszych wersjach wielkości pudełka po butach, później nazwet mniejsze od połówki cegły. Wykonane z karton-sklejki lub plastiku, z dwoma bolcami wtyczki i regulacją głośności. Wystarczyło włączyć do gniazdka i już można było posłuchać tego, czego słuchać należało. Coś jak wybór obiadu w menu Aerofłotu – tak lub nie.

Jako nastolatek miałem jeden egzemplarz w rękach ale wprowadzony w błąd przez kolegów z bratniego kraju, pokazujących na gniazdko w szkolnej ścianie – umieściłem tam ów odbiornik na ułamek sekundy, po którym nastąpił błysk i huk, z gniazdka poszedł czarny dym, a mnie odrzuciło ze spalonym kołchoźnikiem od ściany, co zachwiało zaufaniem i przyjaźnią polsko-radziecką do końca turnusu kolonijnego w Kartuzach.

Jednak lud żyjący jak w Truman Show czuł, że jakoś w tych naszych, mlekiem i miodem płynących krajach demokracji ludowej, zdarzają się igrzyska, jak – poza Opolem i Sopotem – festiwale piosenki radzieckiej (Zielona Góra), żołnierskiej (Kołobrzeg), dziecięcej (Konin) i harcerskiej (Kielce), ale gumy do żucia i burdeli brak. No i w końcu ileż można pić tanie wina i śmierdzące wódki jedynie w takt radia lub orkiestry w remizie czy na miejskim dancingu nawet.

cdn.

Kraj karków

3 Komentarze

Kopipasteryzm – nurt pseudokreatywny oparty na kopipasteryzacji.

Dzisiejszy odcinek sponsorują kąśliwe neologizmy anglojęzyczną kalką podszyte.

Kopipasteryzacja – bazujące na dokładności silnika kopiującego sklonowanie utworu bez zrozumienia i/lub sprawdzenia merytorycznego i strukturalnego jego treści.

Skąd te definicje? Wymyśliłem sobie obie zainspirowany zbiegiem okoliczności. Otóż jeden z mych wykładowców niedawno nazwał tworzenie czegoś metodą kopiuj/wklej, z części których istoty działania się nie rozumie, dziełem Frankensteina. I rację ma chłopina takoż na gruncie kodowania, tłumaczenia jak i pisarstwa.

Poszukiwałem ci ja materiałów o artyście pewnym mało znanym acz zdolnym wielce, któren zainteresowanie mediów ściągnął na się. Znalazłem przeto i czytam na stronie pewnej polskiej telewizji opis przybliżający pospólstwu czemuż dzieło artysty rzeczonego tak niezwykłym światu się jawi. W tekście tym jednakowoż byk jest (choć stoi jak wół) bo ktoś pisząc o motoryzacji spaprał jedną z najbardziej znanych marek motocykli literówkę czyniąc w nazwie Harley-Davidson.

Zdałoby się inne, bardziej rzetelne źródło zatem, o, jest – strona jednego radia w Polsce…  jednakowoż dziwnie podobny tekst do tego z telewizorni – i bum, choć autor inny to błąd ten sam w nazwie Harleja. Nie wnikam kto od kogo zerżnął ale żeby w pędzie po wierszówkę nie przemielić tekstu choćby słownikiem w edytorze, nawet jak na media regionalne to słabo. A naczelny to już widzę tylko napis na dropsach. O podejście tu idzie, nie o nazwiska ni nazwy stacji, które przemilczam.

„O czym chciał powiedzieć pisarz – pyta pani od polskiego.
Chciał pokazać nierówności kapitalizmu w(spół)czesnego”

W tygodniach ostatnich zapoznałem się z utworem Kazika, który trafił do mnie jako sznurek jutubowy zwyczajny, bez słowa komentarza. Obejrzałem z pewnym rozczarowaniem bo ani muzycznie ani wizualnie, ni pod kątem treści nie poczułem się zainteresowany by kiedykolwiek jeszcze chcieć do dzieła wracać. Ot – pomyślałem – i wielcy artyści czasem popełniają utwory, które mogą pozostać niezrozumiane i niedocenione, taka ich potrzeba oraz prawo (… i sprawiedliwość jak wyszło poniewczasie).

Ciekawostką wszak się okazała piosnka ta niezbyt nadobna i przebojem kalibru, że zaryzykuję, jakiego Kaźmirz nie zaserwował od czasu 12 groszy polskich. Jeno jam, plebs najzwyczajniejszy co bez telewizora żyje, nie pojął przekazu nie znając historii, do której autor pije. Bardzo to niezwykłe jest uczucie gdy się okazuje żem złapał ów granat za gruszkę go wziąwszy a on tymczasem w tylu głowach i sercach słusznie eksplodował. A że owoc zakazany kusi silniej – w bodaj dwa tygodnie ponad 10 mln odtworzeń, efekt cudownie odwrotny do zamierzonego, wejdzie do kanonu strzałów we własne kolano.

Tu już pisać nie trzeba o którą stację chodzi bo afera jak huj. Niedowierzanie, gorycz i bunt. A więc klikalność, statystyki wizyt, premie – któryś spryciarz w trepie kołysany skumał, że lud sięgnąć zechce po zakazanej piosenki treść by pojąć komu i jak serdecznie dopiekł imć Staszewski. Tekst swój pismak prokurując w pośpiechu mycie uszu odłożył na Boże Ciało lub na sprawdzenie logiki publikowanej treści znowu czasu zbrakło bo czytam „Twoje kartki krzyczą stój”. Jeden ogólnopolski portal tak podał a reszta tylko wcisnęła kątrol ce a później fau i jest. Kto by się przejmował.

Kiedyś złośliwi mówili na dawną stolicę Miasto Karków niby przypadkiem tę literówkę czyniąc. Kto nie wie co to karki niechaj nadal żyje spokojnie w Zbąszyniu. Patrząc na ów trend beztroskiego kopipasteryzmu wrażenia nabywam, że przyszłość dziennikarstwa zostanie podzielona między sztuczną inteligencję a kompletny jej brak, takie karki krajowej żurnalistyki. Poprawcie się Państwo Drodzy lub zacznijcie szyć jeansy porzucając znój pracy w środkach masowego przekrętu, ekhm, przekazu – ma się rozumieć.

#receopadaja

SłowoTalk

2 Komentarze

Ponglisz na codzień. Życie. Tytuł skubniety od żony. Mojej zony :)

Przestałem lubic ludzi, odpoczywam w dziczy, w ciszy, ewentualnie w kilkoma twarzami, które kumają podobnie. Przyroda, prostota, korzenie, żywioły i człowiek, który umie z nimi żyć. Namiot, hamak, tęsknoty za dzieciństwem. Radość na widok samochodów, które jeżdziły po polskich ulicach w osiemdziesiątych. Sentymental.

Apetyt na nowe wrażenia, przeżywanie na żywo tego co się wydarza i natychmiast mija, bycie w tym w pełni, niechęć do kolorowych dotykowych wyświetlaczy, radość na zapach nikwaxu, zapach palonego drewna, zapach lubrykantu do łańcucha, szelest latawca, łopot rozkładanej mapy, ciepło lądujących na karku ust Mojej Kobiety, szum wiatru w iglastych koronach, kapanie wody w dzikiej jaskini, kołyszący się płomień znicza na grobach bliskich. Tu jestem.

Wyparcie ze świadomości świata, który mijam, dziewczyn wyglądających jak osmolone dziwki, którym usta ktoś przytrzasnął drzwiami, na pyskach szpachla grubsza niż wódz plemienia, ciuchy pstrokate jak plandeka z wesołego miasteczka. Takie widoki w Stab City. Myśli o przyszłych straconych pokoleniach, nie troska nawet a współczucie. Wczoraj spotkałem ludzi palcujących telefony w miejscu, które dotąd z technicznych względów było azylem, już nim być przestało – sauna fińska lub jacuzzi na dworze a tam transmisje na żywo, instagram, nieznośnmy blask i ruch nadgarstka irytujący jak nerwica natręctw.

Link-klik-film-mik a na nim dzieci osierocone przez rodziców, którzy wybrali religię jako powód do wojny. Albo zostali najechani przez bratersko wpierające Stany, misja pokojowa ma dwe części, misja to zaopiekowanie się złotem lub ropą, a pokój to zostawienie zgliszczy i gwarancja że ten naród się prędko nie podniesie. Nie czuję się w stanie naprawić to. Ani odpowiedzialność na mnie nie ciąży. Macie wojnę to czas walczyć a nie skamleć. Ci którzy uciekają przez wrogiem później znajdują siłę że by skandować „jebać policję” i domagać się pieniędzy zamiast jedzenia. Roszczeniowi nachodźcy. Ale po ataku w Christchurch nagle dopominają się by policja strzegła ich świątyń. Czy wy nas macie za idiotów? Tak! Tak!

My mieliśmy wiele wojen, w ostatniej walczylismy z godnością, zacięciem, honorem, Bogiem i poświęceniem, niby jej nie przegraliśmy ale do dziś płacimy cenę – zaaresztowanego rozwoju w ramach przyjaźni ze wschodnim braterkim mocarstwem, cenę rozłamu, który ostatnio się pogłębia w narodzie. Połowa pochwala AK, Żołnierzy Wyklętych, sens Powstania Warszawskiego. Drugie pół pluje na dźwięk tych nazw rozsierdzona srodze. A wnukowie tych co w wojnie udział brali, zwykle jako cywile, oskarżają mój kraj o winy Niemców, oczekują rekompensat, zwrotów kamienic które odbudowano cudzymi rękami, pewnie znowu powinien wyjść Kwaśniewski i przeprosić. Ale może poszedł na polane do lasu.

Czasy pojebane coraz mocniej, matka karmiąca dziecko jest wypraszana z urzędu choć jest to elementarna potrzeba człowieka od pierdyliona lat. Ale na liżacych się publicznie pedałów obruszyć się nie wolno, bo kara będzie. Nadchodzą czasy w których normalne staje się to co dwadzieścia lat temu nie jawiło się nikomu normą nijaką.

To wszystko wiem z fuckbooka, mimo że przestałem obserwować tych najbardziej radykalnych ze wszytskich kierunków, przesiąka to gówno przez pampers internetu i chcąc nie chcąc człowiek się pobrudzi. A zatem kolejna próba uspokojenia życia. Odejście od FB, zajęcie się swoimi sprawami, projektami, planami, pomysłami.

Mam nadzieję, że wszystko zrozumiałeś
Powiedziałem ci to, o czym sobie myślałem

Balans, KOSMOS, harmonia.

Written by brulionman

4, Kwiecień, 2019 at 12:23 am

Nowe przysłowie

2 Komentarze

Nie proś Polaka o ogień jeśli nie umiesz pić wódki.

Także tego, pięknej niedzieli! :D

Międzynarodowy Dzień Jazdy Metrem Bez Spodni

with one comment

MDJMBS – króki poradnik jak świętować.

Międzynarodowy Dzień Jazdy Metrem Bez Spodni

Grafikę zakoszono z prywatnego fejsbuczanego wpisu nieocenionej Liliany Ci. bez Jej zgody zgodnie z zaleceniem w/w by „o tej porze nie kontaktować się gdyż chłop śpi”.

Pogrążeni w najwiekszej depresji mieszkańcy Elbląga zapowiedzieli protest w tej sprawie a w Katowicach powstał już Komitet Wsparcia Osób Wykluczonych przez MDJMBS. Konduktorzy nieprzejednanie zapowiedają politykę „Zero tolerancji” dla tłumaczeń „zostawiłem miesięczny w spodniach„, która wdrożona zostanie na wszystkich dwóch liniach stołecznego metra.

Osobom z silnym zarostem dolnej pary odnóży doradza się pozostanie w domu celem uniknięcia planowanego odstrzału dzika. Pozostając w tematyce odzwierzęcej – pasażerów uprasza się o szczególną uwagę przed zapostowaniem selfie gdyż w tle mogą nań czyhać Oczy ważki. Posiadacze bobrów proszeni są o podróż wyłącznie w pozycji Czytaj resztę wpisu »

Logika klikbajtów, nieużyteczne gratisy i początki GSMu w Polsce

5 Komentarzy

Od autora: Uwaga, to tylko grafika, nie klikaj, nie irytuj się.

uzywaszSMARTFONA

Uwielbiam takie slogany. Przewijasz sobie spokojnie internety a tu nagle trafia do Ciebie głos z niebios: tak, do Ciebie mówię, JEŚLI UŻYWASZ SMARTFONA…

Oho, zgadza się, to do mnie! Jak oni na to wpadli?! Nosz, nie, nie używam smartfona, mam Nokię 1611 z klawiszami ze słoniny na kartę w TAKTAKu. „Jesli używasz internetu to koniecznie musisz to zobaczyć”. Jesli umiesz czytać – kliknij. Chyba, że nie umiesz klikać. Lub czytać. Lub czasopisma ;)

Podziwiam również jak reklamują się operatorzy:  – ten abonament jest droższy ale SMSy są za darmo.

WOOOOOOW, naprawdę? ESEMESY ZA DARMO! to normalnie biegnę po dowód i spiszmy tę umowę zanim się rozmyślicie, cóż za gratka, wezmę dwa i sąsiadowi powiem!

A kiedy ostatni raz wysłałem SMSa? Hmm.. Hmmmmmmmm…… nie wiem, chyba w…  grudniu? z życzniami na święta do jakiegoś wujka co ma 278 lat i nie chce umrzeć a w złośliwości swej nie uzywa również komunikatorów bo mu internet beczkowozem dowożą do gieesu ale tylko w nieprzyste miesiące które nie mają „i” w nazwie więc jak się cała gmina dorwie to limitu potrafi zbraknąć, panie, jeszcze przed niedzielą. To mu esa stuknę. O, nie doszedł? To albo wujcio zszedł alboooo… się 20 uzbierało w odbiorczej przez te lata no i tego, i się SIM zapchał. I kuniec.

W tym odcinku chciałbym pozdrowić wszystkich, którzy daaaawno daaaawno temu pisali smsy bez patrzenia ani słowników T9, po prostu wiedząc ile razy kliknąć właściwy klawisz by uzyskać pożądaną literę.

Pozdrawiam również tych, którzy pisali smsy w zanietrzeźwieniu tak ogromnym, że musieli przykmnąć jedno oko żeby cokolwiek widzieć na ekraniku a na drugi dzień z „wysłanych” dowiedzieć się z kim i na co się umówili.

Pozdrowienia me wysyłam także w stronę nieszczęśników, którym przydarzyło się mieć zły telefon, „Jak to, zły telefon?”, zapytacie. A takto, ZŁY, że tak od ręki wymienię:

– Nokię Matrix w nowej wersji ze zmieniającym litery scrollem mającym tendencję do zacinania się lub przewijania po 2 litery,

– Nokię 8850 z klawiszami zaprojektowanymi dla pająków bo dorosły człowiek jednym palcem wciskał zawsze kilka na raz ale telefon ów kosztował wówcza krocie niedorzecznością zbliżone do cen najnowszych ajfonów dziś i podobno wyglądał jak widziane z góry BMW z filmu o Bondzie więc lans, bauns i vogóle,

– Dueta Hagenuka, w którym pisanie esa przypominało grę zręcznościową z modułem ćwiczącym cierpliwość i pamięć, ale można było wprowadzić do telefonu nazwisko właściciela i odczytać niezwykle ważną wartość jaką jest temperatura baterii wyrażona w stopniach Celsjusza,

– Alcatela One Touch cośtam, chyba przekornie „Easy”, w którym pisany tekst przepadał jeśli minęlo 5 minut od rozpoczęcia pisania lub jeśli w międzyczasie ktoś przysłał Ci nowego esa.

I resztę dinozaurów też pozdrawiam!