Archive for Grudzień 2008
GS Bialogon
Telekompromitacja Polska eSA, jeszcze nim sie stala eSA i byla zwyklym potworem spowijajacym kablami kraj wzdluz i w szerz, przyznawala wedlug dosc chaotycznego klucza numery abonentom co jakis czas odgornie je zmieniajac. Mialo sie jako abonent w tej sprawie tyle do powiedzenia co Zyd za okupacji, chyba ze bylo sie carskim dygnitorzem, ktorym nie bylem. Nadszedl dzien, w ktorym poznalem swoj nowy numer telefonu i zaczelo sie: giees bialogon? jak to nie? ale ja dobrze krece? halo, czy to gie es? Otoz przydzielono mi numer, ktory wczesniej mial nie w kij dmuchal bo calkiem strategiczny podmiot – Gminna Spoldzielnia „Bialogon” wiec telefony sie urywaly, oczywiscie pomylkowe. Po miesiacu mialem juz taka alergie na haslo „giees bialogon” ze odpowiadalem: nie, zaklad pogrzebowy „Radosc”. Mialem wtedy z osiem lat i radosci co nie miara z udzielania takich odpowiedzi na pytania o znienawidzony GS. Pietnascie lat powniej powstal „Zarzad budowy jaskin” i „nie dzwon nigdy pod ten numer” ale to juz czasy giees – emu choc dzialo sie to na ulicy – nomen omen – Trumiennej :)

zaklad pogrzebowy "Radosc" - filia dablinska ;)
Miedzy Lublinem a Dublinem / between Lublin and Dublin
Powrot do scyzorykowni od mojej najmlodszej siostrzyczki z Lublina byl egzotyczny na miare mozliwosci żjeleznoj darogi. Przybywszy na pusty peron z ktorego zwykle odjezdza Sztygar, Jagiello czy jak mu tam, skierowalem sie do Biura Obslugi Podroznego Ktoremu Uciekl Pociag a tam zdziwiona mym zdumieniem pani wyjasnila ze przeciez z powodu wakacji ten 16.10 odjechal planowo o 15.30 ale pozniej wyszukala mi polaczenia i tak zaledwie godzine pozniej siedzialem w pospiesznym do stolycy ktory opuscilem w miescie Deblin.

prostokatne spojrzenie na deblinskie perony
Oczekiwanie na przesiadke na deblinskim peronie ze spekanym ancwaltem w leniwym zachodzacym letnim sloncu byloby przyjemne gdyby nie trwalo KOLEJna godzine. Poza szukajacymi zaczepki sokistami wszystko jest tam jak w polskim filmie. Mundurowi wlepili mandat chlopakom ktorzy podjechali pod dworzec rowerami naruszajac swiete nieogrodzone terytorium kolejowych palkarzy, do cyrku wlaczylo sie jeszcze dwoch niebieskich ale ja juz smierdzialem w osobowym westernie do Radomia. Tu sie okazalo ze dzis nie jest X Plenum Spoldzielni Zenum i zalapalem sie na spozniony poltorej godziny express z Kolobrzegu, rzutem na tasme kupilem bilet u zamykajacego okienko tapira ktory nie mogl pojac ze chce kupic bilet na pociag ktory przeca juz byl :)
Dalej juz az do samego Kielcowa z milymi ludzmi, pania z pieskiem ktora podejrzewala mnie o bycie ksiedzem i konduktorka, ktora chyba w mlodosci kasowala bilety siekaczami bo miedzy jedynki wepchnalby spokojnie dwie pieciozlotowki :) W tak pieknych okolicznosciach przyrody i niepowtarzalnej piec godzin zlecialo jak z bicza strzelil przemieszczajac mnie szynami 213 km :)
Grodzimir Slawominski

Grodi
Podczas urlopu w Polsce, gdzies pomiedzy rodzinka, wizytami lekarskimi i baletami udalo mi sie spotkac kilka moich twarzy a niektore nawet uwiecznic na swiatloczulym materiale. Przewaznie byly to proby nadrobienia ponad rocznych zaleglosci w piec minut. Mimo to naladowalem wtedy baterie dobrze. Na zdjeciu: Slawek Grodzinski.
w miescie Karola / in Charles town
Bryknęliśmy się kiedyś do Bray i chyba stamtąd ten portrecik. Jak to przedstawiony poniżej człowiek mawia pojechaliśmy odwalić kite czyli pobrykać swoimi latawcami. Niestety warunki pogodowe były takie ze mój nie chciał bryknąć. Latawiec :>

słowa klucze: KAROL NAPALIŁ SIĘ na LATAWIEC, LATA WIĘC po całym Bray
Będąc raz w sklepie szerokim, który przypomina taki większy Społem w wydaniu zagranicznym, trafiłem na taką oto wywieszkę. Zwykle jest napisane „żywność z Polski”. W tym przypadku poddałem się bezskutecznie próbując zrozumieć co autor miał na myśli… Jakie to miasto? I który Karol? Żeby tak choć znaleźć drogę odczytania treści we właściwej kolejności… nic, jak krew w piach.

Mistrz Kopirajterstwa POLSKI skadinad wagarujacy na "polaku"
Edytowano: zastanowiłem się w którym sklepie pyknąłem te fotkę i rozkminiłem wreszcie: jakiś jełop przetłumaczył nazwę własną „Charlestown” (centrum handlowe na Finglasie) jako „Miasto Karola„, mniej wiecej tak trafnie jakby „Powiśle” przełożyć na „After Vistula„. Co za zuch! ;)
W mysl spiskowej teorii dziejow znalazlem zakonspirowana skrzynke kontaktowa miedzy siatka sluzb specjalnych a zakonspirowanym szefem wszystkich szpiegow ktory tylko raz ujawnil swa twarz w wywiadzie z Krzysztofem Materna.
W samo poludnie / high noon
Grudzien przypomnial wyspiarzom o sobie.
Grudzien przypomnial sobie o wyspiarzach.
Zwykle z pogody grudniowej mozna wnioskowac, ze co godzine ktos zadeptuje pajaka po czym odbiera sobie zycie przez powieszenie. Tym razem rowniez padal deszcz ale w nocy -2’C skulo fontanne. Nie zrobil tego na pewno idacy opodal Dziad(ek) gdyz po braku brody widac ze nie Mroz.

Dzjed nie Maroz
Panorama rzeki Liffey / panorama of Liffey River
Cieple, pomalu zachodzace slonce oswietlilo polnocny brzeg glownej rzeki Dublina w pewne pozne grudniowe popoludnie. Jak to przy panoramach – ciut wiekszy format niz zwykle zby bylo cokolwiek widac, ale spokojnie, wazy mniej niz mega.
Przypomnialy mi sie stale punkty codziennego programu Polskiego Radia z lat osiemdziesiatych:
…wysluchalismy blablabla Jana Sebasiana Bacha, G-dur, opus trzeci w wykonaniu moskiewskiej orkiestry symfonicznej pod dyrekcja blablabla…. …STAN BUGU WE WLODAWIE WYNIOSL JEDENASCIE, PRZYBYLO CZTERY :))) …jedenasty stopien zasilania gazem ziemnym, kszzzzzzzzz – kanal lewy, kszzzzzzzzzzzzz – kanal prawy, ostatni szosty sygnal znacza godzine dwunasta – i hejnal mariacki z glosnika :)
Kliknij w miniaturke aby powiekszyc:
PS. Nie, celowo tak zrobilem ;P
Fotoszwedacz (mniej foto, bardziej szwedacz) / Photoroaming (rather roaming than photo)
Tak z pol roku temu wpadl Szalas, ZOO, straty-taty, nocne Polakow rozmowy, kefirny poranek, aparat w reke i pojechalismy do ludzi mieszkajacyh pod atomowym grzybem, na ujecie wody za zamknietym mostem, poszwedalismy sie ale mocno czujnie po Balimunie a w polowie drogi na jeden ze szczytow Howth przyszedl es od Kaczego ze sie zbiera z chaty wiec w tyl zwrot i spotkalim sie w centrum na fotoszwedaczu.
Z tego wyjscia do pokazania nadaje sie jeno strazak:

3/4 emigracji CKF
i jeden strzal z balimunskich golebnikow ;)
A golebniki dlatemu* bo obecnie mieszka tam tyle samo golebi co ludzi, poza tym CI ludzie maja specjalny styl wybujanego chodzenia tzw. pigeon walk – jak polskie dresy plus golebie bujanie czerepem :)

Ballymun
* – (c) Czesio