Posts Tagged ‘pogoda’
Ja ja ko by ły
Jako absolwent, który ukończył wszystkie księgi przygód Tytusa de ZOO wyrazić pragnę oburzenie i przestrzec każdego fana komiksu przed oglądaniem filmu jaki powstał o postaciach Papcia Chmiela. DNO i sto metrów mułu, wytrwałem 19 długich minut a i to było czasu stratą.
Dziwny wieczór, odkryłem że słyszę dźwięk, który istnieć nie powinien. Dźwięk płynący z wtyczki ładowarki wetkniętej w gniazdko, które WYŁĄCZYŁEM. Niby więc czynne nie jest a wtyczka piszczy, choć gdyby podłączyć aparat to nie rozpocznie się ładowanie bo gniazdko wyłączone. Więc? To zostanie tajemnicą chińskich producentów, amerykańskich naukowców a nade wszystko irlandzkich budowlańców. A kto jest budowlańcem w Irlandii jak nie Polak? Zbyt to zawiłe…
Czyniąc dziś schaby duszone w cydrze zastanawiałem się dlaczego na żadnym etapie przepisu nie nakazano posolić wieprzowiny, toż to, nomen omen, po świńsku! Odpowiedź tkwi we fragmencie mówiącym, by na każdy z plastrów mięsa nałożyć odrobinę masła. Masło bowiem na zielonej wyspie domyślnie jest słone i kto stanie przed regałem z masłami w sklepie szerokim, ten wśród przypuśćmy 40 różnych maseł znajdzie tylko DWA niesolone. Dzięki powszechnej tej praktyce tutejsze ciasta z kremem są …słone. Pisze to łasuch, który nie jest w stanie zjeść kawowego kremu lokalnej produkcji.
Dziś też zastanawiałem się (niedziela o wyjątkowo fatalnej pogodzie przysparza okazji do przemyśleń różnorakich) co jest nie tak z moją herbatą. Czy w związku z próbą nałożenia haraczu na wodę zmieniono jej smak? Czy użyłem zwietrzałej herby? Może cytryna była nieświeża? Otóż nie, po prostu w cukrze trzcinowym, który kupiłem jest sól. SÓL W CUKRZE!!! I piszą o tym spokojnie na opakowaniu, moja wina, mogłem przeczytać. I jak tu nie zwariować?
Powyższe odkrywszy, najpierw organoleptycznie a później czytając, użyłem mojego ulubionego przekleństwa na „Sz” :) Czasem jest ono wymienne z tym zaczynającym się na „Nosz-„. Traktuję je jak jedno słowo gdyż wespół z drugim, nieprzytoczonym tu przez dobre obyczaje, członem, stanowi całość spójną fonetycznie i mającą dzięki charakterystycznemu akcentowi niepowtarzalną ekspresję.
A wiatr za oknem łka w mankiet parapetu i parska na szyby, czy trzeba mi przypominać gdzie jestem? Inne znam oblicze Irlandii i całkiem pozytywnie ją odbieram, lecz ciężko utrzymać w sobie ten obraz gdy za oknem dzieje się co się dzieje. Czy wolno kopać leżącego? Postawcie mi jeszcze za tym płynącym pochmurnymi łzami oknem sznur i ćwiartkę spirytusu!
No tak, zapomniałem, dzięki regulacjom nie mamy w Unii już od dawna ćwiartek tylko 0.2 l – tylko czemu służyć miała ta zmiana? Czy przez to mniej osób pije? A może wyrównano ceny alkoholu miedzy krajami członkowskimi? Albo flaszki 200 ml mniej zaśmiecają srodowisko niźli ćwiartuchny? NIE. To komu potrzebny był ten gwałt kulturowy? A owszem, gwałt prempana, bo dawniej gdy kupowało się w nocnym ćwiarę i przepoję to na pytanie ekspedientki „jaką?” można było odpowiedzieć „jaką ćwiarę czy jaką przepoję?” a teraz co? Nawet Irlandczycy stracili przez to jedną ze slangowych miar – naggin, bo w końcu pomniejszony o 50 ml pojemnik stracił prawo do nazwy tak jak dwieście nie może być zwane ćwiartką. Tylko po co ten cały cyrk?
A tak jeszcze filmowo, bom świeżo po seansie Żółtego szalika – czy Janusz Gajos to ma na koncie jakąś rolę w której nie jest alkoholikiem, chamem, cwaniurą lub podłotą? Nie licząc dowódcy Rudego 102 z „Czietyrje tankista i sabaka”…? Znacie się czy się nie znacie? Bo ja nie, Janie. Janie Kosie. Spać czas. Dobranoc potokiem słów poprzedzona czego i Wam zyczę.
PS. Czy ktoś wie gdzie w nowym interfejsie wordpressowym zniknęły pod- i niektóre kategorie – np. gdzie moje „słowo na niedzielę” czy „kino Mani”? Drodzy administratorzy WP, pamiętajcie: lepsze wrogiem dobrego. [po edycji: znalazłem link do starego szablonu edycji a w nim brakujące kategorie. Jest to krok naprzód choć poprzez cofnięcie. Paranoja]
Kajakiem w marcu po Nidzie bym chciał najbardziej spłynąć / March kayak ride
[English below movie]
Każdy w życiu ma jakieś marzenie, czegoś pragnie, o czymś myśli, coś co lubi, co chciałaby jeszcze raz zobaczyć, usłyszeć. Pani Walentyna Wnuk jest salową od wielu wielu lat – co pani chciałaby najbardziej usłyszeć?
Piosenkę Pana Korkoracza o zdrowiu bym chciała najbardziej usłyszeć.
Spontan wykręcony pewnej przepięknej soboty. Jedna z moich ucieczek z betonu. Czterech samców bez Alfa, który zostać musiał na Melmag. Jak uniknąć tłoku turystycznej „stonki”? Moczyć wiosło w marcu, najlepiej w dzień powszedni :) Kilka dokumentalnych strzałów jeszcze z telefonu (GoPro już jest, czekam na karty SD – znalazłem naprawdę tanio 190 zł za 32 GB 45 MB/s wiodącej firmy karcianej), byłyby ciekawsze ale wolałem się nie skąpać i płynąłem bardzo zachowawczo, miejscami jeszcze śnieg i kra.
/ Spontaneous kayak ride last Saturday. One of my escapes from the concrete blocks. Four fellowes (from four towns), four kayaks, four paddles and just one pleasure. One but great. How to avoid the tourist crowd? Splash your paddle in March, preferably on a weekday. A few documentary shots from waterproof mobile (I got GoPro already, but still waiting for SD cards – I found a really cheap €45 for the 32 GB, 45 MB/s made by leading company). Pictures could be more interesting but I preferred to not have a bath so I sailed very easy, focused on rowing rather than shooting, there was even snow sometimes and floe.
- 0°C – dziś popłyniemy kajakiem / 0°C today we’re on kayak
- wypakowywanie / unpacking
- tu zaczęliśmy / place that we started from
- ochrona kiełbasy przed zmoczeniem / packing sausage into waterproof container
- gęsiego / in single file
- mijamy sosnową skarpę / passing escarpment
- w słońcu / riders on the sun
- miejsce na biwak kajakowy / camping place with beach
- tu nie było miejsca na foty / rowing was more important than shooting
- jak na złość ani jednej zwałki ;) / hopeless looking for logjams ;)
- Adam
- Piotr
- nie mogę doczekać się czerwca / can’t wait for June
- Jacek
- kiełbable usmażylim na ogniu prawdziwnym / short break – a campfire on the bitch… just kidding, beach of course ;)
- widok kajakarza / view from the kayak
- przyczajka przed bystrzem / inspection before entering the rapid part
- tres delinquentes
- Piotr mija kolejny biwak / Peter passes another kayak camping on Nida river
- rozmowa na dwa wiosła / twin paddle dialogue
- Sobków
- i nawet żadna żona nie zadzwoniła :) / and there was no „wife harassement over the phone” :) lucky bastards!
Czarna Nida, Nida, 2012 03 03, Adam, Bartek, Jacek i Piotr.
Charyzma papieru / Pinhole 2
Kończy się dobry łyk-end, relaks w Marzyszu wśród dobrych twarzy, grill, spacer po lesie o 5.10, zmutowana joga, rower, pomidorowa z wytrawnym winem, tu es petrus, the Thors i rajd w deszczu z Nowej Słupii do Kapkazów zakończony w el Bodzentyneiro. Konkret i obfitość. A już po reklamach – Jura, praca, premiera i motyle w brzuchu… Tymczasem kilka skanów z drugiego załadowania camery obscury.
/ Great bank holiday comes to its end but I really had a rest – lazy or active exactly when I needed the right one. Here’s some pinhole shots from Kielce, it’s just few of second film load.
Pieszy rajd – ołrajt
Spotkanie dobrej duszy podczas szlifowania deptaka: free
Spontanplan na najbliższy poranek w drepcydesowych kamaszach: free
Wstanie o 4.50 i zszamanie jajcowizny: ból poranka i 3 x 50gr
Dotarcie na rynek w Chęcinach: 2zł
Wrażenia z marszrutobutoszwędacza: pod zdjęciem

Zamek we mgle, śpiew ptaków, prażenie słoneczne, gięta z kija, wspinanie się na drzewo, skoki Pirata do psztetowej, podrywanie pań w mięsnym w sobotę przed 7 rano, zaprószenie ognia z suchych jałowców, grzyby "majówki", rozprawa o obsłudze Zenita i przećpanych krucjatach Piastów, wafle, lolki i granaty, I komunia na wsi i relaks pod sklepem tamże.... PRAJSLES. Na zdjęciu: (G)dzieci kwiaty: U, A, M.
Wkrótce wiosenny rajd nocny oraz rajd na bosaka. Aha, dzisiejsza trasa z cyklu „whatever the weather” to dziwnie oznakowany żółto-zielony szlak z Chęcin do skałek Zajączków-Miedzanka i był to drepcydes na 8 nóg i cztery łapy.
Lot bezskrzydłowy / No wings flight
( English version below the Polish)
To był piątek 23 czerwca 2006 roku godz 0:45 kładę się spać – godz 3:30 pobudka, trzepanie zębów o umywalkę, kamasze na nogi, fotoplecak na grzbiet i wio na statoil.
godz. 3:45
Razem z Duchem jedziemy do południowej części Kielc, parkujemy na Kawetczyźnie i wbijamy się prędko na Telegraf bo wschód słońca zbliża się wielkimi krokami a my jak na złość wybraliśmy najkrótszą noc w roku.
godz. 4:05
Wychodząc więżą obserwacyjną powyżej koron drzew trafiamy do największej mleczarni na świecie, zdawać by się mogło, że łyknęliśmy właśnie jakiś kilkutysięcznik, caaaaała okolica aż po horyzont tonie we mgle – spod tego białego morza wystają jedynie 60 piętrowy komin elektrociepłowni, oddalona o 20 km Łysica i oczywiście maszt Telegraf, widoczność super, komary mniej super. Na szczęście po naszej stronie są jaskółki, które piszcząc w szalonym pędzie koszą zaspane o tej porze insekty maści latającej. Mimo znacznej wysokości dosłownie zero wiatru, jest przyjemnie cicho, mgła niesie odgłos jadącego pociągu i ciężarówek mknących na Tarnów.
Czytelnikowi należy się jeszcze słowo o wieży – jest to przeciwpożarowa wieża obserwacyjna, stojąca na drugim co do wysokości wierzchołku grzbietu Telegrafu. Ma ok. 30m wysokości (tyle co dziesięć pięter), wchodzi się na nią etapami po drabinach łączących platformy kolejnych kondygnacji. Na samej górze jest przeszklona i zadaszona budka, z oknami dookoła i stolikiem, na którym stoi coś wyglądającego jak skrzyżowanie kątomierza i kompasu by dyżurujący strażak lub leśnik widząc dym mógł podać przez radio dokładny kierunek w którym zauważył pożar. Strażnik z innej wieży podaje swój odczyt co pozwala zlokalizować ów dym na mapie w miejscu przecięcia kierunków. Celowo napisałem dym bo ogień zależnie od kierunku wiatru, jego prędkości, ciśnienia atmosferycznego, wilgotności powietrza i ściółki (i pewnie kilku innych czynników) może znajdować się gdzie indziej – zdarza się, że dym snuje się po ziemi i wydobywa się spośród drzew nawet kilka kilometrów od miejsca pożaru. Budka ma kilka otwieranych okien i drzwi prowadzące na balkon okalający budkę. Czekając na wschód słońca podziwiamy odmóżdżenie matołków, którzy nie mogąc otworzyć zamkniętych na zamek drzwi postanowili przynajmniej urwać klamkę. Kielce inaczej? Nie, Polska codzienna.
godz. nie_wiem_która
Wschód naprawdę słabiej niż przeciętny: słońce od początku przesłonięte chmurami jakby nie miało ochoty zabrać kołderki ze świętokrzyskiej ziemi. Powietrze stoi w miejscu, a my stoimy dwadzieścia kilka metrów nad ziemia, może trzydzieści, plus wysokość względna Telegrafu, no – jest przyjemnie. Powoli pojawia się grzbiet Pasma Masłowskiego i Pierścienicy (tzw. „Skoczni”), mgła trzyma się dziarsko, słońce za chmurami. Po około godzinie oczekiwania na rozejście się mgieł zauważamy, że na zachodzie dzieje się coś dziwnego. Mgła wariuje tworząc wulkany, bałwany, grzbiety, kłębi się i wzbija na znaczne wysokości. Powstają jakby grzyby atomowe. Z czasem widać cos jakby biały front mgły który rozpościera się na całym zachodnim horyzoncie i powoli się zbliża.
Nad Kielcami mgła nieco rzednie, widać zarys klasztoru na Karczówce, wieżowce na os. Świętokrzyskim. Rzut oka na zachód: fala powodziowa mgły jest blisko, teraz możemy ocenić ze jest znacznie wyższa niż sądziliśmy. Wielka ściana szarości rośnie i zbliża się, zakrywa kolejne szczyty Patrolu, Słowika, Karczówkę jakby ktoś nagle pstryknął guzik „Karczówka OFF”. Teraz mgła jest już 500m od nas, olbrzymia szara chmura kroczy tyralierą i zdaje się grozić nam ze ją początkowo zlekceważyliśmy uznając za „wygłupy na zachodzie”. Górna część uformowanej w wał mgły prawie się nie rusza, wali na nas jak prasa na Janasa, zaś dolna część wysuwa białe jęzory, które zalewają szczyty i drzewa. Znika Pierścienica, nie wierzymy własnym oczom, wieża się lekko kołysze, zrywa się wiatr a powietrze zmienia zapach, to zapach lasu, wilgoci.
Dotychczasowa cisza zmienia się w szum lasu, przez który przedzierają się drobinki wody gnanej powietrzem. Choć wiedziałem, że nic się nam nie stanie to dziwnie duszno się robi gdy ma się być za moment zjedzonym przez mglistego smoka. Totalna szarość, nie widać nic przed nami ani za nami, Duchu, który wcześniej chyba fotografował (chyba, nie wiem, tak mnie zaabsorbowało to zjawisko), w tej chwili stoi ze mną na balkonie a aparat trzyma przez okno wewnątrz budki, ja filmuję i krzyczę coś w podnieceniu, adrenalina i radość „inni śpią a ja tu takie rzeczy przeżywam!!!”. To chyba koniec zdjęć na dziś gdyż ledwo widać pod nami ziemię, na której stoi wieża.
Duch pakuje się przez okno do budki, ja przecieram okulary gdyż od nawietrznej wszystko jest w rosie. Nagle nos czuje zmianę, powietrze staje się suche i cieplejsze, zmienia się jego zapach a mgła od zachodu się rozmywa aż wreszcie wiatr całkiem cichnie. Patrzymy w kierunku wschodnim, szara fala w której przed chwila topiliśmy się przez 5 min odsuwa się ciągnąc za sobą opieszały welon mgieł, który zaczepia się jej o iglasty las. Przez jej ścianę przebija się wieża telegrafu, mgła niechętnie go oddaje, próbuje oblizać jeszcze ostatni raz.Patrzymy na siebie – szok, obydwaj banany na gębie od ucha do ucha „tyyyy widziałeś to?” Całkiem jak mali chłopcy, których na moment nakryła wielka fala w morzu. Tymczasem to nie koniec, z zachodu nadciąga kolejna fala i to jest kosmos – w chwili gdy nadchodząca i ustępująca fala są w tej samej odległości od nas a miasto nadal przykrywa biała kołdra, przez ten jeden moment czuję się jak Mojżesz – gość stuknął laską w skałę i rozstąpiło się morze. Ja stuknąłem ze zdziwienia szczeka o balkon i rozstąpiło się mleko – dosłownie przed (i za) nami biała równina a po bokach dwie szare ściany mgły.
Warto było się nie wyspać? Heh, retoryka! Mam ciarki na plecach i wszystkie włosy na baczność. Kolejna fala, nadchodzi, to tak jakby się wyglądało przez okno w pociągu, który wjeżdża do tunelu w górze lodowej, znów wiaterek, zapach wilgoci…
Staliśmy tacy oniemiali, ze z początku żaden z nas nie zrobił nawet jednego zdjęcia, Paweł ocknął się szybciej a ja stałem zafascynowany gapiąc się jak szpak w pękniętego jeża. Fotoreporter ze mnie marny. Kolejne fale miały minimalne przerwy aż w końcu mgła zadomowiła się na cacy.
godz. 6:40
Zeszliśmy z wieży i przez zamglony baśniowy las poturlaliśmy się do samochodu, trzeba jeszcze się ochlapać, przebrać, zjeść śniadanie, zatańczyć z żelazkiem i na 8 do arbeitu. Mmmm… naładowanie akumulatorów psychicznych: dziesięć! Dobrze, że ten spontan się zmontował akurat tego dnia, na co dzień ponoć mgła jest ale mglistego sztormu już nie, ha!
No, to się wyspałem przed Firmamentem, nie ma co!
—
zdjęcia moje dopiero co odnalezione na stercie zapomnianych negatywów, tekst archiwalny (2006), znany jako „Tsunami na Telegrafie”, publikowany (Wici, MTB Kielce), z perspektywy czasu wiem, że trafiły się nam wyjątkowe chmury a nie żadna mgła. Mimo starań są to wrażenia nie do opowiedzenia, łatwiej zrozumieć co przeżyliśmy oglądając zdjęcia Pawła – goraco polecam GALERIĘ ZDJĘĆ DUCHA z opisanego powyżej wypadu.
/
Dzie jes mojo corno copka?
No, skoro wreszcie sie zmobilizowalem do wstawienia zdjec to znaczy ze jest bardzo brzydka pogoda a copki NI MO. Udalo sie zdazyc przed sniegiem z kawalerskim ogniskiem jak i z samym slubem Niedzwiedzia i Agi. Gratulacje Brunatniacy! Ale w koncu spadlo to biale co dorocznie zaskakuje drogowcow a tu nie dosc ze czlowiek przez 3 irlandzkie zimy zdazyl sie odzwyczaic od temperatur ponizej 10’C to jeszcze ta plucha w srodku „zlotej jesieni” zmienila zdecydowanie moje plany rowerowe.
Jak wszyscy kibice, olalem mecz naszych patalachow. Mecz, ktorego wynik potwierdzil kondycje rodzimego futbolu: wtopilismy ze Slowakami zero do jaja dzieki wlasnemu samobojowi. To dopiero zuchy! Wzor! Czyli sluszna byla moja decyzja o zignorowaniu polskiej pilki noznej, po tym, jak musialem czarnoskoremu sasiadowi tlumaczyc czemu Polska przegrala z Niemcami dzieki golom strzelonym przez folksdojczow grajacych po stronie germanskiej. Wczesniej zarzucilem mu nieco kontekstu: tysiacletnia historie antagonizmu z zachodnimi sasiadami, wpajana nam za komuny nienawisc do szwabskiego najezdzcy, krzydwy zadane przez szkopow narodowi Polskiemu, nasz sukces pod Grunwaldem. To drugi tak wielki wstyd od temtego czasu, zastanawiam sie teraz tylko czemu caly ten burdel utrzymywany jest z mojej kieszeni…. coz mozna powiedziec gdy narod juz skomentowal ten caly pilkarski poker: jednym transparentem...
Dla niewtajemniczonych, zyjacej w blogiej nieswiadomosci gdzies poza Polska – w kraju trwa afera hazardowa, nawet gdyby media nie wspomnialy o tym, mozna bylo zauwazyc bez trudu – setki nierentownych mordowni, lokalnych spelun i nieudanych dzialalnosci gospodarczych nagle ubralo sie w kolorowe mundurki reklamujace automaty do gry. Bedacy sklepem barak, ktorego nie rozwalily tutejsze czerwone nosy tylko po to by miec za czym odcedzac kartofle nagle jarzy kolorowym laminatem z siodemkami, estetycznie inaczej ale nadal obciachowo. Stalo sie to tak nagle i na taka skale ze ciezko uwierzyc by przeszlo to bez walka. Dobra, koniec polityki.
I ciag dalszy kreatywnych filmikow: ten ruski z polskimi napisami i odgrzany polski kotlet – mucha nie siada
Meskie stopy i dlonie
tuba na dzis: Meskie stopy i dlonie, w kontekscie szalejacej ostatnio ospy wietrznej szokujacy material o czlowieku-drzewie.
Dzis dzien szczesciem napelniony – transfer sie udal, zdazylem po chleb do Nogi, kielbase schabowa i mleko prosto od krowy (poltora litra stoi az sie zsiadzie), najbardziej zdeorganizowany plener przyniosl wiele radosci – z zapowiadanego od 8 do 19 deszczu padalo w sumie 30 min, poznalismy historie jedrzejowskiej waskiejtirowki np. jak sie odsniezalo przejazdy przez pola albo skad sie bralo swiatlo w parowozie i do czego sluzyl piasek, spalilismy niemca i weszlismy na zdjecia do skladu starych ciezarowek i sprzetu budowlanego gdzie Max po zlamaniu zasad BHP musial udobruchac wlasciciela legitymacja :) plywalismy z Mackiem lodka po zalewie na Szydlowku, widzialem miejsce smierci i narodzin Bielazow i zabralem Betkowi film bo wywoluje go juz drugi miesiac gdyz jest to C41 a nie reczna zupa :P a Tompak zlapal dzis swoja wersje stacji paliw.
ZZIB: wycieczka w Dzien Dziecka – cmentarz zolnierzy radzieckich na Sw. Krzyzu

czerwona gwiazdy na grobach / red star on each grave - russian soldiers cemetery in Sw. Krzyz, Poland
Wschod slonca / sunrise
Dzis bylo spontan wyjscie na zdjecia o swicie by podgladac jak miasto sie budzi, 4 rano spotkanie i pierwsze deszczu krople. 10 minut pozniej Rzeka Ogrodowa przeplynelismy nad Rzeka Silnica do Rzeki Zytniej, stamtad pod prad Rzeka Grunwaldzka. U zbiegu rzek Jagiellonskiej i brunatnych wod Karczowkowskiej mielismy, przy prednosci 21 wezlow, pioropusze wody ponad dach. Normalnie husaria. Rzeka Pakosz okazala sie zbyt gleboka dla naszej amfibii, wrocilismy wiec do centrum gdzie Ulson nekal zmoknietych przechodniow srednim formatem a my z Mackiem brodzilismy po Plantach. Tak szybkie wstawienie zdjec mozliwe bylo dzieki Mackowi, ktory poratowal mnie cyfra gdy skonczyl mi sie film.
/
I went this morning (4 AM) with friends to have some photo – roaming in the city centre, to catch yawning urban atmosphere in oldest areas. Due to weather anomalias this summer, instead of nice sunrise we reached cloud-burst which brought 50cm deep water floods on streets. There’s few shots of Silnica River, main drain of Kielce.
- Silnica na Plantach, Kielce
- kladka nad Silnica
- patrol policyjny
- Silnica zalewa kladke
- system hydroresorowania kladki ;)