Brulionman

o fazach ksiezyca, ruchach tektonicznych plyt w Ameryce Lacinskiej, o inseminacji owiec, o pomniku w ksztalcie wielkiej pochwy przy glownym skrzyzowaniu w Rzeszowie, o zapadaniu w katatonie, o ukladach scalonych, o MySQLu, o propagacji w pasmie dwumetrowym, o powstaniu Nikaragui, o petli histerezy – nie jest to blog. / trying-to-be bilingual (English) blog

Posts Tagged ‘zycie

Co wy wiecie o zabijaniu!

4 Komentarze

Na wygnaniu

Co wy wiecie o zabijaniu siebie samego, o zatracaniu własnego „ja”, celu, sensu, wszystkiego. Czy wiesz ile może znaczyć jedna fotografia, jak nieoczekiwanie potarfi wzruszyć jedna wiadomość z kraju, o ile więcej warte są zarówno oficjalne jak i umowne symbole narodowe i kojarzące się z Polską ikony. Geograficzna izolacja niszczy nas – emigrantów, ekspatów, zesłańców, uchodźców ekonomicznych, banitów. Jeśli nigdy nie pracowaliście za granicą to nie macie pojęcia jak boli serce i jak szczerze przejebane w wielu pozamaterialnych kwestiach mamy na obczyźnie. Pewnie, że znamy plusy, to przez nie tu jesteśmy, ale nie musi prezes Klubu Tęcza przypominać by nie przesłaniały nam one minusów.

I w tym trudnym świecie, oddalonym od Polski kilkaset czy kilka tysięcy kilometrów, a czasem o kilkanaście godzin lotem, zdarza się przebłysk nadziei, zbieg okoliczności robiący ciary i wpędzający puls w galop, mgnienie trafiające z siłą pioruna, które pierdylionem terawatów stawia nas na nogi i ładuje baterie psychiczne na oddech obecny plus bliżej nieokreślony bonus czasu. Małe lecz wielkie wydarzenie, osobisty cud w mikroskali.

Tak miał mój pochodzący z Kielc człowiek, którego dla zachowania prywatności osadźmy w anonimowych realiach kraju o surowej pogodzie; napisał:

„Ostatnio mialem przyjemnosc naprawiac kilka silnikow elektrycznych wielce szanowanej amerykanskiej firmy Baldor. Ciesza sie one wielka wytrzymaloscia i ogromnymi przebiegami. Po otwarciu celem wymiany łozysk odczytalem napis Iskra Poland. Huknelo energia i duma. Cieszylem sie jak dziecko. Wzialem sobie jedno z tych lozysk i nosze w portfelu na ocieplenie ducha.” ***

NSK Iskra

Kieleckie łożyska z dawnej FŁT „Iskra” w Kielcach / Polish bearings, great discovery for tired foreigner

*** – w realiach zaoceanicznej emigracji, w mieścinie pośrodku niczego, dla człowieka odcietego od swych ziomków, takie łożysko czy świeca zapłonowa z Iskry, zwłaszcza dla kielczanina jest prawie jak godło, herb który daje niewidzialną zbroję o nieprzecenialnej sile. To tak, jakby bydgoszczanin znalazł Rometa, gość z Kowar dywan albo krakus jednocentówkę ;)

PS. nie zamierzam licytować się „gdzie jest gorzej”, zwyczajnie, jak każdy „wyjechany„, sam czekam na takie łożyska żeby życie jakoś lżej się toczyło.

Z dedykacją dla K.K., autora zdjęcia

Stek prawd

9 Komentarzy

Bazylika katedralna w Kielcach

pocztówka z Kielc / a postcard from my town

Prawda wewnętrzna: marazm

Przełom roku. Stagnacja jakaś niemiła. Nic się nie chce, zwłaszcza chcieć. Jakby to był miesiąc pogłębiania przyjaźni polsko – radzieckiej. Ale gdzie tam, nawet to nie, przeca słupek rtęci wozi się ponad zerem, drogowcy z nudów grają w podwodne bierki. Ktoś pogrubasił portfel na przetargach odśnieżania. Niby sypnie białe tu i ówdzie ale żeby to zimą nazywać? Mógłby mróz tęgi ściąć świat to chociaż na rower by człek poszedł, ścięgno już wyleczone…

Prawda kulturalna: grrrówno na piedestale

Muzyczne trendy przerażają miałkością, od jednego hitu dla buraków dymi się licznik na jutubie. Ona tańczy dla niego, on gra i śpiewa dla nas. Dla mas. Diskopolo wraca na furgocie. W skali świata też nie lepiej: srangnamstajl, przeszło miliard (!) odtworzeń, główna grupa demograficzna: kobiety 13-17 lat. Serio :) Ukłony dla mediów, które tak ściosały swe szufladki, że nazwały autora raperem. Siedzą tam sobie teraz pospołu z jedną etykietką: Psy, Norbi, Mezo a także prawdziwi przedstawiciele czarnego nurtu. Samo dziwaczne tańczenie miało kiedyś swój niekwestionowany urok w wykonaniu niejakiego Matta ale teraz już się przejadło. Przynajmniej mnie. Neutralnym bohaterem tygodnia jest Krzysztof Krawczyk, którego chyba nikt nie przebije w ilości nagranych utworów, starczy rzucić okiem na rozmiar suwaczka do przesywania strony z jego dyskografią.

Prawda o Polsce: kto jest rad w kraju rat?

Jak się żyje w Polsce? To dłuższa historia ale dobrze komentuje ją sytuacja w innych krajach, np. ludzie do których strzela policja bo strajkują żądając by ich dniówka wynosiła 17 dolarów. Są trafiani gumowymi pociskami za… zuchwalstwo, bo obecnie zarabiają 9$ dziennie. U nas zamiast kul jest enigmatyczny system działający mniej więcej „kraj na dnie a poseł kradnie”. Żyjemy mamieni kiełbasą wyborczą i nadzieją że kolejna ekipa coś wreszcie zmieni. Mamy też niedrogi alkohol zapobiegający znarowieniu się narodu. Gdyby nadszedł wróg, wojna – o, to byśmy pokazali co potrafimy ale w czasie pokoju dajemy się milcząco gwałcić, nie wychodzimy na ulice jak Grecy czy Hiszpanie. Czasem jakieś pielęgniarki, kolejarze i górnicy coś tam wykrzykują ale ich tuby są coraz cichsze. Ciężko się żyje w kraju gdzie benzyna relatywnie do zarobków jest pięciokrotnie droższa niż na Zachodzie. Zrobię jednak osobne porównanie życia tu i tam.

Prawda spiskowa: potrzebna dywersyfikacja źródeł wiedzy

A gdyby tak Wikipedia zaszantażowała nas. Każdy wpłaca x €. Razy 6 000 000 000…  Bogatsi zapłacą za biednych bo im bardziej potrzeba danych, wiedzy, informacji. A jeśłi nie – proszę bardzo, Wikipedia wyłącza wszystkie swoje serwery. I co, trochę niemiętowo się robi… Pod wpływem dobrego, lekkiego linku od Hamera zająłem myśli takimi dywagacjami. Czy sponsorzy będą mogli zmieniać niewygodne treści, np lobby spożywcze pozmienia tablicę „witamin E”? Czy Wikileaks można zażegnać kasą? Niby internet nie znosi próżni, czymś zastąpionoby Wiki ale z jakim skutkiem…

Prawda o urzędach: bez zmian

Petent (jak się właściwie mowi: petent czy natręt?) ma chodzić jak w zegarku. Ma dużo chodzić. Świętokrzyska turystyka przeżywa rozkwit wywołany wymaganimi urzędów, np. położony na wschodzie miasta MUP żąda dostarczenia zaświadczenia z ZUS (Zakład Utylizacji Szmalu) usytuowanego oczywiście gdzie? Brawo, na zachodzie! Na północy czeka WUP, na zachodzie (ale oddzielonym torami od ZUSu żeby nie było zbyt łatwo) Urząd Skarbowy, bardziej na północ drugi (a właściwie Pierwszy), stamtąd w stronę centrum filia UM dzięki której kielczanie wiedzą gdzie jest ul. Strycharska, mocno na południe z dojazdem trelinką, którą nie jeździ kto nie musi przekornie znalazł się Zarząd Dróg ale spokojnie, jak komuś mało – pod Telegrafem buduje się piękny olbrzymi z betonu i stali Urząd Marszałkowski. W skali regionu widać poparcie dla takiej decentralizacji: centrala PKP jest w Skarżysku, lasów państwowych w Radomiu, tepsy chyba w Lublinie, od grubszych melioracji jest Kraków, gmina żydowska w Katowicach. Chcesz coś załatwić – Poznaj swój kraj! Aha, program „jednego okienka” nie obejmuje kontaktowania się urzędników między różnymi instytucjami, wyręcza ich w tym petent i czyni to chętnie bo przecież to jemu zależy, nie? Urząd Pracy wydaje w kwadrans po otwarciu 70 numerków i na tym kończy przyjmowanie ludzi, ostatnie dwie godzinki można siorbać kawę, da się? Przyjazne Państwo, tjaaa…

Prawda objawiona: dieta śmierci śmierdzi

Kolegom z grupy fotograficzno-podróżniczej obiecałem pokazać takiego ananasa, co to twierdzi, że nie je już kilka lat sycąc się jeno energią księżyca czy jakoś tak ;) Panowie, wiem, że jedzenie to tuż po spaniu najgorszy nałóg ale nie polecam rezygnować z niego na stałe :P A oto i ów czarodziejski breatharianin:

P r z e p i s d a j na gołąbki

12 Komentarzy

[POMÓŻ POGORZELCOM – LINK]

Leci gołąb, leci życie. Mam tyle lat i tyle oczu a wciąż potrafię być taki ślepy. Mało snu, dużo emocji. Samootwierające się oczy i zryty beret. Historie wyzwalające ambiwalentne uczucia. Dobre słowa w telefonie, niezwykle piękne kobiety w pięknych snach a gdzie piękne sny w pięknych kobietach? Przespałem przespanie się, sztuka małcyh kroków zawiodła. Miej mniej mnie? Na pewno nie!

Spięty, jakbym połknął maszt sprzed grobu NN, nie opijam się ale to akurat bezpieczne w mojej geopolityczno-wielorakiej pozycji. Puzzle kajakowania w jaskiniach drgnęły, chwała Panu. Panu Marcinowi, toż to dziś jego imieniny. I Święto Niepodległości Polski.

Noga mimo ostrożnego traktowania boli, odpada rower, treking i basen, to co zostaje do jasnej ciasnej popielatej?! Jedzenie owoców pracy czeskich winnic i mleczarni wśród nowych mott życiowych. Dobre to było.

Połknięte dwie premiery: Pokłosie Pasikowskiego i Sukkuba Bortkiewicza. Oba mocno mocne. Dla kogo film ten jest antypolski ten sam jest antyludzki, Pasikowski powrócił i wciąż zna się na mięsie; a spektakl to udane skrócenie Lemowego Solarisa z akordami o sile dubstepowych tąpnięć i piękną muzyką. Wśród oczekujących na zaserwowanie: Atlas chmur, Zabić, jak to łatwo powiedzieć i Gangster

Zakaz gry w białych rękawiczkach w kości z czarnymi gołębiami

Życie – odcinek 33

7 Komentarzy

Dwie trójki lepsze niż trzy szóstki, chyba że trzy szóstki w totka, to skłonny jestem rozważyć zmianę zdania ;) Całkiem nieodkrywcze stwierdzenie, że najlepiej w życiu jest robić to co się lubi, staje się właśnie mym obecnym mottem i nie zamieniłbym tego na dobrze płatne wakacje (czyt. posada w resorcie na stanowisku ds nieistotnych i mało ważnych gwarantująca po miesiącu Czarny Pas w Pasjansie).

Wiek Chytrusowy. To miał być spokojny wieczór – wyszedłem na NURT a wróciłem jak zwykle, pewna w tym zasługa wyżerki po gali finałowej, na którą to (wyżerkę, nie galę) ściągnęło całe przylegające osiedle emerytowanych ubeków. Pogratulowałem najbardziej zasuszo… zasłużonym twórcom, całkiem z reszta obustronnie anonimowo. I była to pierwsza impreza w Kielcach, na której nie było „Cyganki”, widać nie mogła się rozdwoić, hehehe..

Tlen, szwędacz, kawiarnia – czemu od pewnego, długiego niestety dość czasu, muszę tolerować ten okropny dźwięk dobywający się zza baru, przypominający ordynarne smarkanie w wykonaniu zacharchanego żula z polipem wielkości Bydgoszczy w nosie? Czy tylko tak można robić tę cholerną kawę czy cokolwiek z tych czarymarów się uzyskuje? Nie obyło się bez ochlaju w dobrym, męskim towarzystwie, wdzięki miasta były ponętniejsze niż wdzięki kobiet, przynajmniej tego wieczoru.

Dzisiejszy poranek zaczął się na szczęście dopiero tuż przed południem delikatnym smakiem buncu z nutą prawdziwków (pycha, polecam!) i pozwolił bym drugi wolny w tym miesiącu dzień spędził wykorzystując rower do czegoś więcej niż pożerania kilometrów ulic na trasie „praca-dom-telewizja” (wyborcze hasło Svena).

z radzieckiego katechizmu: "Na POCZĄTKU nie było niczego, tylko wiatr hulał po Placu Czerwonym..."

bezzdjęciowo minęliśmy z Tomkiem las i zaczęliśmy poszukiwania dzisiejszego celu

...a był nim bunkier przeciwatomowy dla członków PZPR schowany w stromym zboczu Bukowej Góry

bunkier ów niestety okazał się już w swych intencjach nie służyć peerelowskim vipom lecz był to schron górniczy na czas strzałów

...w dodatku, przerobiony został na skład mat. wybuchowych a później zasypany i prawdopodobnie nikt już nie ujrzy jego wnętrza, jako że znajduje się na terenie przyszłych strzałów

smutni z obalenia mitu wyruszyliśmy offroadowo w las i tylko sprawne hamulce uratowały nam życie gdy na drodze stanęła nam rozpięta między drzewami stalowa lina - co zdarzyło się przy oszałamiającej prędkości oscylującej w granicach 4-5 km/h

jak widać na poprzednim zdjęciu znajomość liny z drzewami trwa już dobre 5 minut i musi być naznaczona wyjątkowo przerażającą legendą skoro nie zajęli się nią lokalni złomiarze...

tu postanowiliśmy odpocząć i posilić miazgą pszenno-warzywną powstałą wskutek wypadnięcia takiejż treści z piętra dziesiątego bez spadochronu

w tych niełatwych chwilach towarzyszył mi Tata Tadzika

w tych pięknych okolicznościach przyrody, i tego, i niepowtarzalnej... pierwszy w tym roku i zapewne ostatni w nim raz jadłem ziemniaki pieczone na ognichu, w dodatku z widokiem na ziemie północne

powrót był utrudniony, gdyż dysponowaliśmy pospołu jedną lampką i choć jechało mi się wygodnie jako pierwszemu widząc swój cień na ledwo oświetlanej przez jadącego za mną Tomka drodze to gubiłem tęże co rusz i gdyby nie gps to wyjechalibyśmy w.. ..pół do dziesiątej ;) Wróciliśmy do Kielc gdy gardła złocisto-krwistych kibiców niosły z dalekiego stadionu śpiew zagrzewający do boju w ten ciepły, jak na polski listopad, wieczór.

Dni temu szabanaście, osobnik ukrywający się za pseudonimem „anarcha” poczęstował był mnie komentarzem zawierającym link do czegoś tak nadzwyczajnego, że zamykam paszczę i zapraszam do obejrzenia:

Earth | Time Lapse View from Space, Fly Over | NASA, ISS from Michael König on Vimeo.

ZZIB: patrzę na ewolucję od czasów kont na Polboxie do dzisiejszych zakładanych z automatu maili na fejsie, czas wysyłania pocztą nieemitowanych „wirusowych” reklam (teskacz, niesamowita reklama nie powiem czego czy tepsa) zmienia się, lecz się nie kończy.

PS. Twoja stara ogląda filmy na filmwebie! ;P

Masashitu

8 Komentarzy

Masashitu – tak mógłby nazywać się japoński motocykl…  lub sklep sprzedający szajs po 2 złote…  albo post taki jak ten, uwalniający moje myśli w stylu „mydło i powidło” ;P

Dużo pracy ostatnio (na szczęście), blog po raz kolejny spełnił rolę portfolio z CV – zmiany, zmiany, zmiany! Bojkotując wciąż media po stronie biernej zacząłem udzielać się po stronie kreatywnej, więcej powiem po Sylwestrze ale kariera rumieńców nabiera, blog przymiera, fuuj, Częstochową zapachniało ;P Wreszcie czuję, że używam górnych półkul a nie tylko tych służących do siedzenia.

W zgodzie z ludźmi (nie licząc kilku debili za kierownicą) i światem, w harmonii z przyrodą, z widokiem na lepsze pojutrze, boso ale w ostrogach – żyję. Udało się obronić pierwotny plan grudniowego happeningu Betki – nie tyle zaskoczony jestem tym faktem co zadowolony, że komuś oleum powróciło do czieriepaszki, a to już za miesiąc!

11.11.11 11:11 – ciekawe gdzie wtedy byłem bo Dzień Niepodległości był jednym z kilku w szybkim i obfitym długim weekendzie stymulowanym wódką z bliskimi twarzami i GPSem w pancerniaku kierującym mój rower w najgorsze i całkiem nieznane chaszcze, charpęście i inne rosnące barachło. Kermit wyprodukował swoje kolejne jazdy, nie nadążając za nim wokalnie przyznaję, że w klipy wpycha więcej pomysłów niż mieści się w niejednym komercyjnym, wielkobudżetowym teledysku, myślę że Chali 2na nie powstydziłby się w takim anturażu wystąpić. Poza tym, stety lub nie, w tydzień jutiub ma tyle niesamowitych filmików, że trzeba by prowadzić dla nich osobnego bloga – o, à propos, dla archiwizowania fot z komórki ruszył blog dokumentalny po niepolsku: Bartek Be ale wciąż nie mogę się zebrać żeby zrobić Slajdowisko u Agaty a tymczasem Tomasz montuje pokaz swych prac, za które wylądował w więzieniu choć nie chwali się tym na plakacie.

Nawiązując do fotografii lecz całkiem z innej beczki – dwa zdjęcia, to samo miasto i pora dnia. Bardzo lubię ich nastroje.

Ciachbajera – sposób na telemarketera

6 Komentarzy

Gdy w wolnym od pracy dniu sen przerwie Wam telefon a w słuchawce odezwie się pan sprzedający ubezpieczenia lub po raz setny zadzwoni pani wysyłająca zaproszenia na prezentację superkołder z mysich cipek, na której obecność gwarantuje otrzymanie NIEZWYKLE CENNEJ NAGRODY, chcąc pozbyć się natrętnego interlokutora w sposób szybki, perfidny a zarazem kulturalny, należy odpowiedzieć:

ta rozmowa jest nagrywana i będzie PUBLIKOWANA w różnych portalach internetowych, jeśli nie wyraża pan/pani zgody – proszę się rozłączyć

przy czym faktycznie można skorzystać z opcji dyktafonu w komórkach bo może być ciekawie :)))
Kopirajt ;) McCzajuszacun! W załączeniu beka z internetu :)

Między nami jaskiniowcami

4 Komentarze

Dzisiaj był idealny stan wody żeby spłynąć Silnicą kajakiem lub pontonem. Byłem gotowy lecz się nie udało.

tak wygladalem przed pierwszym splywem - w kasku, z czołówką (na dubeltówkę) i z gaciami na zmianę gdybym się ze szczęścia zejsrać raczył ;)

Jednak dzień się udał, szwędacz z Jagną a na deser….  jest taka zacna jaskinia niedaleko mego puebla, byłem tam ostatniej jesieni z Niedźwiedziem i dziś powtórzyliśmy wypad czołgany. Nowe komnaty, nowe drogi, nowe kominy, nowe korytarze, nowe pająki… Czas zleciał jak z bitcha trzask, nie wiadomo kiedy – byliśmy ponad godzinę pod ziemią, właśnie dogania mnie zmęczenie, za ciepło się ubrałem (bez poprawki że mamy lipiec z nie październik chociaż pod ziemią niby stała temperatura) i lało się ze mnie strumieniami. Ale to chyba też ze stresu, z adrenaliny, z podniety że odkrywa się coś nowego. Kilka fotek z komórasa, przeważnie dokumentują szczyty kominów.

pierwszy ślepy zaułek

tego nie pamiętam

korytarz lśniący kroplami wody na tłustej lub kredowej skale

to by Pani Marysia wiedziała a dla mnie to tylko niezwykła niebieska skała

no dobra, wchodzę

koniec drogi, sprawdzanie cugu

klaustrofobiczny powrót, zwalnianie pracy serca

Dźwiedź i zalana wodą jama a w niej głębsza jeszcze rzecz.

Pięknie było, głównie dzięki Darkowemu pezlowi co wali snopem jak ta-lala :) Idę obstukać klamoty z gliny, howgh! TE KLAMOTY:

móc oddać się radości prania zajechanych łachów: PRAJSLES ;P

Co za dzień!

5 Komentarzy

Od rana suszi po Kowalowym prawku, rowerowo odebrane zaproszenia na ślub Szałasów, którym świadkuję, pogrzeb mamy Grześka i Marka, „a na dole w sklepie jest coraz lepiej” – miasto przejęte przez wyzwolonych studentów siedzących na trawie i popijających browce (czyż nie mogłoby tak być codziennie?), jakiś muzyczny plan z Kermitem który niemal mi wyleciał z czaszki, warszawska klisza wołana przez Onkla Sławka, mnóstwo spoconych i pijanych dziewczyn, spotkanie po latach z Madzią Perełką i rozmowa tak swobodna, że odczuwasz upływający czas nie w latach lecz w godzinach. Wbitka z Tomkiem na wschodnią wieżę Św. Krzyża, na której zastała nas pora dzwonienia a później walka z gołębiami na wieży zachodniej. I gdy rozważajaąc już mocno domowy azymut przemierzałem Al IX w CK, spotkałem Rafała i Artka w Hepciu – to fakt, ciężko opisać dlaczego jeżdżą, dopóki samemu się nie siedzi w środku – magiczna różdżka, która zaklina kierowców wokół tak, że albo się uśmiechają albo robią ci zdjęcia albo pokazują kciuk w górę albo jeszcze w jakiś bardziej spontaniczny sposób dokonują interakcji, takie mobilne leczenie potencjalnej depresji, na deser Ani „Siostry” przyjęte przedpremierowo aplauzem na stojąco przez dwa dni z rzędu, jestem w pozytywnym szoku i dumy potoku, gratuluję! I zdjęcia bułgarskim alfonsem a na koniec pogwarki na X piętrze ze wschodnim radosnym akcentem, pozdrawiam :) Tak, wiem, prawie jak wpis na fejsbuku ;P Od jakiegoś czasu intensywniej i efektywniej przeżywam czas wolny od pracy i takie są tego skutki, a mógł być to zwykły, nudny i szarobury dzień ;P Nie, nie mógł! :P

Lecz żeby nie było zbyt różowo – łyżka dziegciu:

sygnalizator ( i trawiasty zonk) na środku przejazdu dla rowerów, Kielce ul. Grunwaldzka

Ale spoko, MZD ma wreszcie rzecznika, może ów wytłumaczy dlaczego „ścieżka rowerowa” ze Ślichowic do centrum niesie tyle rozczarowań :(

Wielka noc minęła

2 Komentarze

Wielka noc minęła. Wzeszło dla mnie Słońce (zamiast Słońce napisałem Stolica, oho, zaczęło się!) nastał DZIEŃ i ja wreszcie też Z MARTWYCH WSTAŁEM.

Tak długo byłem nieobecny na blogu, że zapomniałem zmienionego jakiś czas temu hasła. Stało się tak dlatego, że jest coś ciekawszego od wordpressa – życie. Dzieje się w nim tak wiele, i tak pozytywnie, że ciężko opisać, zwłaszcza od skasowania konta na fejsie szeroko otwieram w radosnym zdumieniu usta żeby nie udławić się obfitością wątków i szybkością transmisji na żywo :) No, że tak wezmę pierwsze z brzegu – dwa mecze z Kowalem przeciwko Turcji, oba wygrane dla Polski 2:0, Wielkanoc rodzinna, ciepła i radosna, jaka nie trafiła mi się już dawno, w tym roku nie udało się spotkać moich osiedlowych bandytów na święceniu jajek – trudno, nie można mieć wszystkiego :) Kaesem to wspaniałe osiedle, po „zielone” do koszyczka wychodzi się zwyczajnie z nożem przed klatkę :) A i w domu mam zielono – zapomniane w ubiegłorocznych doniczkach zakiełkowały i wybiły się daktyle i konwalie czyli słodycz i trucizna. Zacząłem czytać książkę o mojej dzielni (Chłopaki w sofixach) ale wir wydarzeń nie pozwala na jej szybką konsumpcję. Za oknem znalazłem lato – gorączkowo szykam sandałów, sezon grillowy na Jasia urodzinach otworzyłem i bez martwego ciągu się nie obyło :) Kwitną mirabelki i coś tam jeszcze, skrzeczą sroki a gołębie używają balkonów jak motelu na godziny, Wiosna panie sierżancie!

Aby obniżyć poziom euforii i uspokoić, że nie chodzę w różowych okularach, zgodnie z narodowym hobby – ponarzekam trochę. Gówniana poczta kartki wysłanej priorytetem w poniedziałek nie doręczyła do piątku psia ich mać. Gówniana poczta na onecie zablokowała mi konto Wielkiego Barta rok temu i do dziś, mimo dwóch napisanych do nich reklamacji, nie otrzymałem ŻADNEGO wyjaśnienia w tej sprawie. Gówniana telewizja chciała podwyższyć mi cenę internetu, posłałem ich do stu diabłów, umowy też się da rozwiązać.

A na tegorocznym nowoświeckim Wielkanocnym Jajku CKFu było nas czworo – wszyscy z własnej, nieprzymuszonej woli i chyba dlatego był pełen relaks. Zapowiadał się dramat – kierowca bombowca nie wrzucił celu w gpsa, pilot co znał drogę uczcić już zdążył koniec Wielkiego Postu i w dodatku nie wziął okularów a pierwsza osoba spytana o drogę okazała się być niemową, słonce zaraz wzejdzie, jedyna droga którą znaleźliśmy nadajae się dla rasowego 4×4, czego chcieć więcej – jednak daliśmy radę! :) Pamiętacie puszczanie saletry w dzieciństwie? Znalazłem worek wódczanych kapsli i zgadałem się z naszym dyżurnym chemikiem w sprawie farszu. Grześ w proporcjach właściwych zmielił szugar z salcią i z litrowego słoja mieliśmy 3 godziny petard, wulkanów i lewitujących kapsli. Było jajko, karimata, martwy ciąg a nawet poczułem zew wolności i „stojąc w prawdzie księżyca” pobiegłem beztrosko w łąki :) Są rzeczy i chwile, których nie kupi się kartą.

Z braku zdjęcia grupowego, nad którego „wywołaniem” utknął Duchu (negatyw okazał się szybszy od cyfry, hue hue hue!) wrzucam fotkę z jajeczka CKF w 1939 r. ;)

Wschód słońca na Św. Krzyżu dwa tysiące ileś (niestety chodzi o rok a nie m npm. heheh!)

Dziś zaczyna się relaksator czyli „o czym tylko Marzysz”, szóstka weidera rusza znow a w maju trzymajcie kciuki za Jurę, ktorą atakujemy z ośmioma pedałami ;P Rany julek, ileż czasu zżera pisanie postu ;P

z okazji tegorocznych Walęwtyłek

14 Komentarzy

TRESC OD LAT 18

Trzy dowcipy walęwtyłkowe naprawde i w przenosni (thnx CNK i KRI100)

Apteka, 14 lutego, energicznie wchodzi mlody mezczyzna i od progu razno rzuca: „dzien dobry” na co aptekarka beznamietnym glosem oznajmia: „niestety, skonczyly sie”

Apteka, zwykly dzien, wchodzi mezczyzna:
– dzien dobry, poprosze prezerwatywy
– niestety skonczyly sie
– no to dupa…

Dyskoteka, koles zagaja do laski:
– Aniu, walisz sie w tylek?
– ale ja nie jestem Ania!
– ale ja nie o to pytalem…

Te kawaly to na znak protestu. Mierzi mnie na mysl o walentynkach, cisnienie przemyslowo-handlowe gniecie czlowieka, ktory odwazy sie tego dnia isc ulica bez kwiatka w rece. Kim on jest ze smie tak publicznie pokazywac sie bez scietej rosliny, pluszowego potworka albo idealnie czerwonego pudelka? Sknerus jakis albo pedal! Na pewno impotent a jak nie to onanista! Serca nie ma! To samo czuje w zwiazku z Wielka Orkiestra gdy atakuja mnie jej wolontarusze nie mogac dostrzec nigdzie przyklejonego owsiakowego serca… Jebac mode, jebac przemysl, jebac plastik i uczucia na pokaz!

Okazywanie uczuc to nie pozycja z notatniku „do zalatwienia”, ktora wyswietla sie 14 lutego albo 8 marca. To goraca i wyjatkowa relacja miedzyludzka, okazywana z okazji dnia powszedniego drugiej osobie spontanicznie i/lub w waszych waznych dniach, kojarzacych sie datach innych dla kazdej pary. Nie mierzy sie tego w peelenach a smak tych gestow jest bardziej wyjatkowy gdy przytrafia sie niespodziewanie. Radosc, jakkolwiek niemierzalna, z pewnoscia wieksza jest z jednego usmiechnietego tulipciocha w srodku roku niz calego ich peku z okazji Frajertynek. 14 lutego jako mezczyzna jestem zazenowany, nie wyobrazam sobie nawet jak smakuje kwiatek tego dnia gdy wszystkie samce wiedza, ze nie wypada go nie dac, naprawde, w taki dzien upominek musi byc zaskakujacy jak pączek w tlusty czwartek…

Wieczor, stukniecie zwirkiem w szybe, „co do dia…”, odsuwam zaslonke a tam…

walentynki 2010

NA CZERWONO I KAPSLOKIEM: AJLAWJU BEJBE!

Dziekuje Ulenko! CMMMMMOK!!

%d blogerów lubi to: