Brulionman

o fazach ksiezyca, ruchach tektonicznych plyt w Ameryce Lacinskiej, o inseminacji owiec, o pomniku w ksztalcie wielkiej pochwy przy glownym skrzyzowaniu w Rzeszowie, o zapadaniu w katatonie, o ukladach scalonych, o MySQLu, o propagacji w pasmie dwumetrowym, o powstaniu Nikaragui, o petli histerezy – nie jest to blog. / trying-to-be bilingual (English) blog

Posts Tagged ‘las

20 km

5 Komentarzy

Nie, nie 200 tylko 20, ale to bylo 20 km podczas ktorych czulem sie jak w domu. Rower zabiera mnie w rozne miejsca, ja mu sie odwdzieczam. Zdjecia z pobliskiego lasu, tam sie zakumplowalismy po raz pierwszy, szerzej o tym innym razem a dzis zdjecia z miejsca ktore jednoczesnie daje i nie daje odpoczac, paradoks taki. PS. Nigdy nie robilem tylu zdjec przyrody :)

/ Just 20 of 30 km total today, why so little? I started after 3pm and, of course, I could do more, but when I reached the woods I didn’t want to leave that not too big area named Courtown. So many different faces of forest in one place. I felt like at my home woods, oh, maybe except the roaring waves of the sea :)

Koza ze zdjetym blotnikiem z tylu zaczyna przypominac rower ;P / Without rear mudguard it looks quite like a bicycle ;P

Koza ze zdjetym blotnikiem z tylu zaczyna przypominac rower ;P / Without rear mudguard it looks quite like a bicycle ;P

Na grunt, panie! Marcinez uczyl mnie pierwszy raz w tym roku / Laziest fishing

Na grunt, panie! Marcinez uczyl mnie pierwszy raz w tym roku / Laziest fishing

Sama plaza nie jest dobra do jazdy / Peebles and soft sand makes your ride harder and salty breeze causes your brakes creaking

Sama plaza nie jest dobra do jazdy / Peebles and soft sand makes your ride harder and salty breeze causes your brakes creaking

Wreszcie jakies fale! / Windy with some waves

Wreszcie jakies fale! / Windy with some waves

Fabryczne opony sa totalnie bezradne na piasku / Sandy track is worst surface for my tyres

Fabryczne opony sa totalnie bezradne na piasku / Sandy track is worst surface for my tyres

Stromy zjazd, wasko drzewa, ciasne zakrety i w razie bledu kilka dobrych metrow w dol / Good skills necessary to beat steep track down

Stromy zjazd, wasko drzewa, ciasne zakrety i w razie bledu kilka dobrych metrow w dol / Good skills necessary to beat steep track down

bmx

bmx

Courtown

Courtown

Courtown

Courtown

Meta znaleziona w lesie / Hidden shed

Meta znaleziona w lesie / Hidden shed

Courtown

Courtown

Widok z wysokich wydm / View from pretty high dune

Widok z wysokich wydm / View from pretty high dune

Porzucony wrak / Car remains

Porzucony wrak / Car remains

Courtown

Courtown

Courtown

Courtown

Courtown

Courtown

Zieloooooono... / Greeeeeen....

Zieloooooono… / Greeeeeen….

????????

Zrodelko / Holy well

Zrodelko / Holy well

Emeryt / on retirement

Emeryt / on retirement

Croghan Mountain - nie szczuj, nie szczuj, jeszcze cie przejade! / I've found a track that probably leads to peak so one day I'll get there! Soon, I hope...

Croghan Mountain – nie szczuj, nie szczuj, jeszcze cie przejade! / I’ve found a track that probably leads to peak so one day I’ll get there! Soon, I hope…

Written by brulionman

30, Wrzesień, 2013 at 5:09 am

Weekend zimowy / Winter weekend 2/3

49 Komentarzy

Rakiety / Snowshoes

widok z Rzepki k/ Chęcin, pozostałe zdjęcia pod tekstem / more pictures under the English text

Widok z Rzepki k. Chęcin, pozostałe zdjęcia pod tekstem / More pictures under the English text

W tym roku pierwszy raz testowałem rakiety śniegowe zwane też karplami. Najpierw Inooki (chyba AXM) a ostatnio ten model TSL. Przy tych pierwszych śnieg był sypki i chwilami głeboki ale sprawdziły się bardzo dobrze, w drugim przypadku nadeszła odwilż ale mimo mokrego śniegu rakiety nie zapchały się nim i też zdały egzamin.

Korzystanie z rakiet nie wymaga żadnego doświadczenia, używanie kijków nie jest konieczne i spokojnie daje się radę bez nich ale mimo sceptycznego podejścia przyznaję, że z kijami jest wygodniej i bezpieczniej. Za używaniem ich przemawia wszystko: można sprawdzić podłoże podchodząc do brzegu urwiska, wytrzymałość zmarzniętej kładki czy pokonywanego lodu, głębokość strumienia maskowanego trawą, grząskość gruntu, szybkość zawracania atakującego psa ;) ale mnie przydały się do zupełnie nieprzewidzianej czynności – torowania przejścia na drodze zawalonej przygniecionymi śniegiem w kierunku ścieżki gałęziami, drzewami i krzewami. Poza tym kije rozkładają inaczej obciążenia kręgosłupa, nóg i dają dobre odbicie ramionom. Oczywiście mowa nie o kijach nordicowych, lecz o trekingowych, najlepiej z talerzami do śniegu.

Wracając do rakiet: chronią buty, spodnie i stuptuty w dużym stopniu przy marszu przez małe sztywne krzaki i wszelkie ostrężyny, pozwalają szybciej poruszać się w śniegu średnio- i bardzo głębokim, dają stabilność na wyślizganych nawierzchniach (ale nie zastępują raków żeby była jasność, choć są opcje z dopinanymi harszlami), dzięki nim można pokonać rozmarznięte pulchne pole lub płytkie rozlewisko na polu (bez rakiet sięgające do kostek). Umiarkowanie ograniczają zapadanie się w śniegu (w zależności od jego struktury) ale nawet gdy się zapadają to tworzą lej eliminujący kontakt śńiegu z nogawką/stuptuten powyżej kostki i nawet mimo zapadania dają komfort marszu nieosiągalny bez nich. Do tego są lekkie, mocne i mieszczą się w plecaku w przeciwieństwie do nart, w komunikacji publicznej nie trzeba na nie biletu ani łachy kierowcy żeby otworzyl bałagażnik. Niezależnie: w górę czy w dół, bardzo pomagają i stabilizują trawersowanie. Osobiście lepiej mi iść w rozpiętych karplach i jeszcze nie odkryłem sytuacji w której warto byłoby je zapiąć, możliwe że komuś byłoby wygodniej przy trawersie, mnie nie. Inooki miały zatrzask obsługiwany kijem bez schylania i łatwiejsze dopasowanie do buta. TSL miały chyba mniej niszczące buta wiązanie i podpiętek przydatny przy pokonywaniu długich wzniesień ale trudniej się dopasowywały, zatrzask wymagał schylania i łatwiej zrywały przyczepność w przód.

Dwie nieprzyjemne przygody miałem, obie z mojej winy: jedna to wybranie trasy rajdu przez tereny bagienne mimo małego mrozu co skończylo się wpadnięciem po kolana w śmierdzące, bulgoczące bagno (bez rakiet mógłbym wpaść po pas pewnie). Druga to wybranie trasy wiodącej wąską scieżką w liściastym lesie pełnym młodych drzew i krzewów, które – jak wyżej wspomniałem – pod ciężarem śniegu pokłoniły się na ścieżkę nawet 1m nad ziemią; poruszanie się w takich warunkach wymaga stukania kijkami (na szczęście były w komplecie z wypożyczanymi rakietami) w dwie najbliższe gałęzie, odczekania aż spadnie śnieg z nich a gdy jak katapulta prostując się trzepną w wyższe gałęzie – rownież i z nich, dwa kroki i powtórka z rozrywki. Poza kijami trekingowymi nieodzowny jest kaptur i dobrze zaimpregnowane rękawice ale nawet wtedy jest to raczej szlifowanie charakteru lub słowa „zakręt” w pewnym południowym języku niż rekreacja a już na pewno nie przyjemność. A teraz inglisz i zdjęcia.

/ [ENGLISH] I wrote above my experiences after my first walks in snowshoes but it’s so extended only in Polish as they’re not popular in Poland, many people doesn’t even know what is it, but there’s so many English speaking users who posted their tests and hints that I’ll only confess that I found in love with, as Poles call them, „rockets” and I appreciated trekking poles for extended safety and comfort and being great tool for many purposes. Now, the pictures:

DSC03911

Zacząłem w Chęcinach / I started from Chęciny castle

Zacząłem w Chęcinach / I started from Chęciny castle

DSC03922 DSC03924

urwisko w rezerwacie Góry rzepka / cliff of Mt. Rzepka preserve

urwisko w rezerwacie Góry rzepka / cliff of Mt. Rzepka preserve

DSC03932 DSC03933 DSC03934 DSC03937 DSC03938

yu sam siebie przekonywałem że dam radę / I made this to lie myself that I'm tough enough

yu sam siebie przekonywałem że dam radę / I made this to lie myself that I’m tough enough

DSC03941

masakra, gałęzie od 50cm wzwyż / branches and bushes powed by heavy snow, that was disaster to make the way, lucky with poles

masakra, gałęzie od 50cm wzwyż / branches and bushes powed by heavy snow, that was disaster to make the way, lucky with poles

na rozgrzewkę coś dobrze schłodzonego w kieliszku z gieesu / something to get warm

na rozgrzewkę coś dobrze schłodzonego w kieliszku z gieesu / something to get warm

niemal w połowie opędzlowany kotlet po chęcińsku - schaboszczak z sadzonym jajkiem i zaszytym pod panierką bekonem / something to get strength

niemal w połowie opędzlowany kotlet po chęcińsku – schaboszczak z sadzonym jajkiem i zaszytym pod panierką bekonem / something to get strength

DSC03951

niebo ciemniejsze od lądu, lubie to / Winter is a rare occasion to see the sky darker than the land

niebo ciemniejsze od lądu, lubie to / Winter is a rare occasion to see the sky darker than the land

DSC03956

po powrocie z pętli wiodącej przez Korzecko, Gościniec, Sosnówkę pod drugi raz pokonywaną Rzepką słońce "wzieno i wylizło" / last licks of the sun that day

po powrocie z pętli wiodącej przez Korzecko, Gościniec, Sosnówkę pod drugi raz pokonywaną Rzepką słońce „wzieno i wylizło” / last licks of the sun that day

DSC03964

Zobacz zdjęcia z pierwszego wypadu / See pictures from first walking in snowshoes

NZRP Zagnańsk – Suchedniów / Winter overnight walking

32 Komentarze

Perpetum mobile: atrakcyjne pomysły rodzą się po realizacji swych poprzedników: po rajdzie z pochodniami padł pomysł na śnieżne rowery, po rowerach na nocleg w namiocie, po nim na bardziej przemyślaną powtórkę noclegu wzbogaconą o rajd. No i poszliśmy: 20 km ośnieżonym lasem a na koniec nocleg w temperaturze 0°C

Jak było? Bardzo pozytywnie: bo jednorazowy termos miał idealną pojemność 0.7l, bo na trasie zastaliśmy gotowe ogniska z naszykowanym drewnem, bo leśniczy się miło odezwał, bo sarny się nas nie bały, bo zdążyliśmy przed deszczem, bo Grzesiek pożyczyl mi czołówkę, bo było tak widno, że nie trzeba było jej włączać, bo kulig utorował nam drogę, bo prezesowi klubu futbolowego w Potworowie zaproponowano przyjęcie nazwy na „Inwazja”, bo zimny wiatr zniwelowały drzewa (nie mylić z technodrzewami), bo doszliśmy do celu karmieni przez Tomka różnymi smakołykami a o 3 rano opędzlowaliśmy żur i cytrynówkę uwarzone przez seniora rodu, bo… długo by można wymieniać (pow)ody do radości.

Był tylko jeden minus całego rajdu: minus jeden (celsjusza) ;P …a nie, zgubiłem moją broń na psy, no, już jest na co narzekać! ;) W rolach głównych wystąPILI: Eco z dna serca, emerytowany Mintaj i jo.

/We wanted to sleep this winter in low, natural temperatures so Tomek invited us to a nice hut with no heating. But to not repeat our last mistake, we decided to have long walk before. 20 km is not the longest distance you could imagine but at night in winter conditions that was enough to feel happy tired. Hope you’ll enjoy as we did!

Pekap lepszy niż autobus / In train to Zagnańsk

Pekap lepszy niż autobus / In train to Zagnańsk

Pierwszy widok po opuszczaniu dworca / now we know why they invent cigarettes with auto-extinguish system ;)

Pierwszy widok po opuszczaniu dworca / Now I know why they invent cigarettes with auto-extinguish system ;)

Tutaj Mintaj grał w Pucharze Polski reprezentując dumnie  Polonię Białogon, mocy w nim tyle, że śmiało wygrałby choćby i z Inwazją Potworów / "I played here" in some countrywide championship

Tutaj Mintaj grał w Pucharze Polski reprezentując dumnie Polonię Białogon, mocy w nim tyle, że śmiało wygrałby choćby i z Inwazją Potworów / Proud 100%: „I played here” in some countrywide championship

zimowe Belno / leaving civilisation

Zimowe Belno / Leaving civilisation

DSC09722

kapliczka Matki Bożej Więziennej / First brake

kapliczka Matki Bożej Więziennej / First brake

Niespodzianka: gotowe ognisko w lesie, tym razem nie pogardziliśmy nim / Surprise: ready fire in deep forest

Niespodzianka: gotowe ognisko w lesie, tym razem nie pogardziliśmy nim / Surprise in deep forest: ready fire

DSC09749 DSC09750 DSC09752 DSC09757

kolory czołówek w trybie normalnym i czerwonym / colours comes from headlamps in regular and red mode

Zmieszane kolory czołówek w trybie normalnym i czerwonym / Colours comes from mixed headlamps light in regular and red mode

DSC09768

Drugie napotkane ognisko, zaoszczędziliśmy w sumie około godziny dzięki żarowi zostawionemu przez kulig / That night we were lucky - another ready fire waining for us

Drugie napotkane ognisko, zaoszczędziliśmy w sumie około godziny dzięki żarowi zostawionemu przez kulig / That night we were lucky – another ready fire waining for us

Nasze nocne lokum - pięknie wykończony ale (na szczęście) nie ogrzewany domek / Hut that we slept

Nasze nocne lokum – pięknie wykończony ale (na szczęście) nie ogrzewany domek / Hut that we slept

Meta - nocne Polaków rozmowy / Road is best prize

Meta – nocne Polaków rozmowy / Yes, that is my red winter pyjama ;P

I nie śmiać mi się tu z mojej pidżamki! :) A tak szykowaliśmy się do tego desantu

/ Road is the best prize but the better is to have an additional goal as we had: night in the hut. And that’s how we were preparing this event

NZRP z pochodniami Słowik – Skocznia / Winter forest walk with fire

18 Komentarzy

Chcąc złapać zimę nocą w lesie, gdy śnieg podwaja blask ognia z niesionych pochodni, wysłałem maila do paru śmiałków by dołączyli do spaceru bo Tomka już mi się udało namówić. Mimo niechcący wprowadzonej logiki chaosu udało się wszystkim dotrzeć pod klub strzelecki „Stella” chociaż dotarcie do właściwego autobusu udało się tak jak akrobaci huśtając się na olbrzymich huśtawkach w cyrku skaczą robiąc piruety i chwytając dłonie kolejnego akrobaty w locie w momencie gdy te są skrajnie wyciągnięte. Ledwo zahaczają o nadgarstki lecz ewolucja się udaje, nam również wyszła ewolucja tyle że wsteczna: z homo computerusa przeistoczyliśmy się w ludzi, których jara łażenie w nocy przez las i śnieg z ogniem w ręku. Dziwięcioro nas ruszyło w las plus jebitny psiur co wabi się Aura.

Jak przypomnę sobie poruszane podczas rajdu tematy, zwłaszcza gdy przy ognisku zostało tylko sześciu chłopa, to mam uśmiech od ucha do ucha lecz treść ich pozostaje między uczestnikami. PS. Pochodnie, które kupiliśmy zjarały się w może 20 min, porażka, trzeba chyba Słodowego uskutecznić…

/ So, week after overnight trip I wanted to catch the winter in frosty forest, with snow on the trees and underneath to reflect light of fire. Nine of us with german shepherd walked into forest. We had sausages straight from the bonfire and a little ‚something’ to warm up ;) Track was short but that was my goal: simple walk, just for pleasure, far from survival, easy wandering… :)

Odpalanie pochodni / Lighting the torches

Odpalanie pochodni / Lighting the torches

Dwie najlepsze pochodnie, ta z prawej wykonana własnoręcznie przez Adriana / Fellow on the right carries handmade fire torch - few times better than these Chinese shit from shop

Dwie najlepsze pochodnie, ta z prawej wykonana własnoręcznie przez Adriana / Fellow on the right carries handmade fire torch – few times better than these Chinese shit from shop

Sesja z ogniem / Smile please!

Sesja z ogniem / Smile please!

Podejście pod Biesak / Climbing the Biesak Mt

Podejście pod Biesak / Climbing the Biesak Mt

Ciężko znaleźć złoty środek między ubraniem nie za ciepłym na podejście i wystarczająco izolującym by stać godzinę przy nikłym ogniu / It's hard to manage right set of clothes to not get boiled at the ascend and warm enough to stay an hour next to little bonfire

Ciężko znaleźć złoty środek między ubraniem nie za ciepłym na podejście i wystarczająco izolującym by stać godzinę przy nikłym ogniu / It’s hard to manage right set of clothes to not get boiled at the ascend and warm enough to stay an hour next to little bonfire

Byliśmy tak blisko cywilizacji, że to zdjęcie zrobiłem z ręki przy zastanym świetle w lesie na grzbiecie Pasma Posłowickiego / Orange light of street lamps was reflected from the clouds and gave me enough brightness to shot from the hand (@ISO6400)

Byliśmy tak blisko cywilizacji, że to zdjęcie zrobiłem z ręki przy zastanym świetle w lesie na grzbiecie Pasma Posłowickiego / Orange light of street lamps was reflected from the clouds and gave me enough brightness to shot from the hand (@ISO6400)

Służba Słowa / A man with fire torch

Służba Słowa / A man with fire torch

Krótka piłka: чай / Short break for a cup of tea

Krótka piłka: чай / Short break for a cup of tea

To nie płonący las, to światła Las Vegas przebijają się pośród drzew. Następnym razem uciekniemy w Suchedniowskie lasy, tam nie ma badziewnej łuny / We were too close to industrial and urban areas so we saw these shitty orange lamps

To nie płonący las, to światła Las Vegas przebijają się pośród drzew. Następnym razem uciekniemy w Suchedniowskie lasy, tam nie ma badziewnej łuny / We were too close to industrial and urban areas so we saw these shitty orange lamps

Przełęcz "Świńskie Koryto" / "Pig Trough" pass

Przełęcz „Świńskie Koryto” / „Pig Trough” pass

A znacie to...? / Watch this... ;)

A znacie to…? / Watch this… ;)

Odpoczynek świńtuchów ;) / Main goal reached - fire

Odpoczynek świńtuchów ;) / Main goal reached – fire

Sześciu wspaniałych / Great Six

Sześciu wspaniałych / Great Six

Początek końca odcinka leśnego / 2 km further we leaved the forest and went to have a pint :)

Początek końca odcinka leśnego / 2 km further we leaved the forest and went to have a pint :)

Dzięki wszystkim i do zobaczenia następną razą, hue hue hue! Czuwaj! A, tu zdjęcia Tomka

/ You can also see the pictures from this trip taken by Tomek

NZRP IV Wierna Rzeka – Jaworznia / Winter night trip

31 Komentarzy

zdjecie strazackie przed jaskinia / group picture at the antrance to cave

więcej zdjęć pod tekstem / more pictures below text

Kolejna zima lawiruje by nie doszło do rajdu z pochodniami. Albo to nie zima tylko nasze żywoty coraz skomplikowańsze a ramom czasowym, w których taka noc mogłaby się ziścić, trudno znaleźć wspólny termin. Przydałaby się synchronizacja okresów jak u dziewczyn w biurach. Spontaniczna propozycja Betki wyrwała mnie z nudnej dysharmonii. Pekapnęliśmy się do Wiernej Rzeki, a wspomnieć należy, iż pociąg tak szybko pokonuje trasę z Kielc, że człek ledwie zdąży bilet okazać i butelkę opróżnić, stuptuty praktycznie zakładałem wysiadając.

Szywrot na wywrot. Czyli „na przekór”. Komu? Różnym siłom: ludzkim, pozaziemskim i małżeńskim. Raz wystarczy pójść by obalić mity: że zimno, że ciemno itp. Grześ miał wgrany, samodzielnie zaprojektowany, szlak w dżipijes, co pozwoliło nam w terenie, wyglądającym inaczej niż letni widok z satelity sprzed kilku lat, poruszać się w miarę zgodnie z wyznaczoną trasą. Pogoda dopisała w pełni. Mróz był na tyle nieduży by łatwo oddychać a jednocześnie wystarczająco silny by utrzymać sypkość śniegu. Temperatura odczuwalna nie była obniżona za sprawą braku wiatru i nieba odizolowanego chmurami.

W tę noc skradzioną czasowi udało nam się być w jaskini Zofia i na szczycie Miedzianki, odwiedzić opuszczony dom, przejść przez kopalnię, rozniecić w końcu ognisko (niewiarygodne, ale znaleźliśmy po północy płonące ognisko na skraju lasu lecz ambicjonalnie zrobiliśmy własne kilometr dalej) i przebrnąć przez najgłębszy śnieg na ostatnim etapie marszruty. Tym razem ekipę stanowili: Betko, Tnabe, Johny i ja; choć niektórzy z nas mają na koncie dalsze wypady i można by zwać ich obieżyświatami to raczej, patrząc na zasięg naszych wypadów, właściwsza nazwa to domokrążcy ;P Na potrzeby rozgrzania się urządziliśmy jako Klub Ludzi Pozytywnie Zadźganych mruczando-murmurando o patriotycznym akcencie, w którego zapamiętałem jeno „szarpajmy wrogów ciała, niech sczeźnie szwabski chwast” ale lepiej nam wychodził główny motyw z serialu M*A*S*H i to jest przedstawiona poniżej Mezopotamia, zdjęcie na okładkę jest ;)

I siedź teraz i tłumacz to na angielski, ehe, już lecę! ;P No dobra, pójdę po linii najmniejszego oporu (kaleczonej jako „najmniejsza linia oporu”).

/ ENGLISH, at least!

Well, this was spontanously invented walk in night between last Saturday and Sunday. We had great conditions: ca. -8 °C, no wind at all, cloudy sky (warmer than clear) and loose snow 40cm in deepest parts. We reached first 70 m of Zofia Cave, peak of Mount Miedzianka, strange abandoned house with barn and well hidden in the middle of forest, we crossed quarry and finally had sausages grilled over bonfire just past midnight side by side with graveyard in forest. Now, the pictures!

nocny rajd zimowy

Wierna Rzeka

nocny rajd zimowy

inwentaryzacja / stocktaking

nocny rajd zimowy

gdzieśmy myśmy dojszli / where are we

nocny rajd zimowy

Przy matriksie w miedziankowskiej Zofii / watching maytrix on the wall in Zofia Cave

nocny rajd zimowy

widok ze szczytu w Miedziance / night view from one of three Miedzianka peaks

nocny rajd zimowy

nagroda / sweet break

nocny rajd zimowy

Zdobywcy Pucharu Zdobywców Pucharu / at the attic of abandoned, strange house

nocny rajd zimowy

cheese!

nocny rajd zimowy

Nowy kapela „Mezopotamia” wciąż jest mało znana lecz ich poezja śpiewana porusza nawet umarłych / New band „Mezopotamia”, whistlers and poetry singers

nocny rajd zimowy

parking dla olbrzymów w kamieniołomie / heavy truck carpark at the quarry

nocny rajd zimowy

w wolnym tłumaczeniu z języka górali opawskich: morsuj, służ, oszukuj i tratuj / kind of mobilehome of coast guard (appr. 500 km from nearest sea) :)

nocny rajd zimowy

ognisko przy cmentarzu / winter campfire

nocny rajd zimowy

moc trzech chrustowych i jednego dmuchaCZACZA / dry sticks, kindling, resin, papers and lot of blowing

Inne pozazimowe rajdy nocne / Other non-winter night trips

Zawsze kwadrat cz. 1

3 Komentarze

Część I

Drewniany kościół NMP w którym wisi obraz z „dużym fiatem”, środkowy z trzech wierzchołków masywu Góry Miedzianka i las między dwoma obszarami o niełatwych nazwach: Grząby Bolmińskie i Grzywy Korzeckowskie :)

czarnobielizna - zawsze kwadrat

negatyw od Witka, skan od Grześka, aparat od Maćka, zapis od Vooya, proces od wrócony... coraz mniej mnie w moich zdjęciach... ;)

 

 

CK ekspedycja – Zdynia 2011 / MTB Southern Poland bike expedition – Beskid Niski

leave a comment »

Filmik w języku polskim z elementami kultury łacińskiej, przeważnie podwórkowej, kręcony głównie przez Darka Dżiszoka (chociaż nam też dał potrzymać kamerę) a zmontowany jakimś cudem przez Tomka Zlamałemobojczyka. Tradycyjnie nie da się wszystkiego pokazać ale odrobina wyobraźni pozwoli Wam wirtualnie odbyć tę podróż z nami, zapraszam!

/ Short movie from our bike trip at Beskid Mountains Souther Poland October last year. Sorry folks, we didn’t translate this to English but I’m sure that bike language is understandable for all of You :) Enjoy!

Relacja słowno-zdjęciowa kryje się pod tym linkiem: beskid bike trip, Tomkowe zaś foty obejrzeć można tu-turututu

/ Some photos from that trip are available at Beskid expedition and Fotowszendacz.

 

Życie – odcinek 33

7 Komentarzy

Dwie trójki lepsze niż trzy szóstki, chyba że trzy szóstki w totka, to skłonny jestem rozważyć zmianę zdania ;) Całkiem nieodkrywcze stwierdzenie, że najlepiej w życiu jest robić to co się lubi, staje się właśnie mym obecnym mottem i nie zamieniłbym tego na dobrze płatne wakacje (czyt. posada w resorcie na stanowisku ds nieistotnych i mało ważnych gwarantująca po miesiącu Czarny Pas w Pasjansie).

Wiek Chytrusowy. To miał być spokojny wieczór – wyszedłem na NURT a wróciłem jak zwykle, pewna w tym zasługa wyżerki po gali finałowej, na którą to (wyżerkę, nie galę) ściągnęło całe przylegające osiedle emerytowanych ubeków. Pogratulowałem najbardziej zasuszo… zasłużonym twórcom, całkiem z reszta obustronnie anonimowo. I była to pierwsza impreza w Kielcach, na której nie było „Cyganki”, widać nie mogła się rozdwoić, hehehe..

Tlen, szwędacz, kawiarnia – czemu od pewnego, długiego niestety dość czasu, muszę tolerować ten okropny dźwięk dobywający się zza baru, przypominający ordynarne smarkanie w wykonaniu zacharchanego żula z polipem wielkości Bydgoszczy w nosie? Czy tylko tak można robić tę cholerną kawę czy cokolwiek z tych czarymarów się uzyskuje? Nie obyło się bez ochlaju w dobrym, męskim towarzystwie, wdzięki miasta były ponętniejsze niż wdzięki kobiet, przynajmniej tego wieczoru.

Dzisiejszy poranek zaczął się na szczęście dopiero tuż przed południem delikatnym smakiem buncu z nutą prawdziwków (pycha, polecam!) i pozwolił bym drugi wolny w tym miesiącu dzień spędził wykorzystując rower do czegoś więcej niż pożerania kilometrów ulic na trasie „praca-dom-telewizja” (wyborcze hasło Svena).

z radzieckiego katechizmu: "Na POCZĄTKU nie było niczego, tylko wiatr hulał po Placu Czerwonym..."

bezzdjęciowo minęliśmy z Tomkiem las i zaczęliśmy poszukiwania dzisiejszego celu

...a był nim bunkier przeciwatomowy dla członków PZPR schowany w stromym zboczu Bukowej Góry

bunkier ów niestety okazał się już w swych intencjach nie służyć peerelowskim vipom lecz był to schron górniczy na czas strzałów

...w dodatku, przerobiony został na skład mat. wybuchowych a później zasypany i prawdopodobnie nikt już nie ujrzy jego wnętrza, jako że znajduje się na terenie przyszłych strzałów

smutni z obalenia mitu wyruszyliśmy offroadowo w las i tylko sprawne hamulce uratowały nam życie gdy na drodze stanęła nam rozpięta między drzewami stalowa lina - co zdarzyło się przy oszałamiającej prędkości oscylującej w granicach 4-5 km/h

jak widać na poprzednim zdjęciu znajomość liny z drzewami trwa już dobre 5 minut i musi być naznaczona wyjątkowo przerażającą legendą skoro nie zajęli się nią lokalni złomiarze...

tu postanowiliśmy odpocząć i posilić miazgą pszenno-warzywną powstałą wskutek wypadnięcia takiejż treści z piętra dziesiątego bez spadochronu

w tych niełatwych chwilach towarzyszył mi Tata Tadzika

w tych pięknych okolicznościach przyrody, i tego, i niepowtarzalnej... pierwszy w tym roku i zapewne ostatni w nim raz jadłem ziemniaki pieczone na ognichu, w dodatku z widokiem na ziemie północne

powrót był utrudniony, gdyż dysponowaliśmy pospołu jedną lampką i choć jechało mi się wygodnie jako pierwszemu widząc swój cień na ledwo oświetlanej przez jadącego za mną Tomka drodze to gubiłem tęże co rusz i gdyby nie gps to wyjechalibyśmy w.. ..pół do dziesiątej ;) Wróciliśmy do Kielc gdy gardła złocisto-krwistych kibiców niosły z dalekiego stadionu śpiew zagrzewający do boju w ten ciepły, jak na polski listopad, wieczór.

Dni temu szabanaście, osobnik ukrywający się za pseudonimem „anarcha” poczęstował był mnie komentarzem zawierającym link do czegoś tak nadzwyczajnego, że zamykam paszczę i zapraszam do obejrzenia:

Earth | Time Lapse View from Space, Fly Over | NASA, ISS from Michael König on Vimeo.

ZZIB: patrzę na ewolucję od czasów kont na Polboxie do dzisiejszych zakładanych z automatu maili na fejsie, czas wysyłania pocztą nieemitowanych „wirusowych” reklam (teskacz, niesamowita reklama nie powiem czego czy tepsa) zmienia się, lecz się nie kończy.

PS. Twoja stara ogląda filmy na filmwebie! ;P

Kombo 2 – Nida w gajerze i nocny offroad Chańcza

13 Komentarzy

K jak Krzesiek czyli w garniaku po Nidzie

Kolejne małe marzenie: spłynąć kajakiem w garniturze, elegancko, najlepiej z piękną nimfą na przedzie, ubraną w zwiewną suknię i aligancki kapelusz. Ta druga część się nie udała bo popłynąlem „jedynką”, wprost z wesela Rudej i Grizzliego. Kilka fot z mojej podtopionej jednorazówki oraz parę zdjęć od partnerki dalszej części tego spływu – „Agnieszko, odbierz”.

[edytowano: nie wiem jak wordpress samodzielnie to zrobił ale podmienił kilka zdjęć ze spływu na zdjęcia z 4 urodzin Mehehel, fizyczna zamiana plików, kosmos! :( ]

w drodze do pinczowa

zlot facetow ktorzy z motocykla schodza tylko jesc, tylko! :)

Aga i Grzes

pierwsza wywrotka, nurkowanie po okulary i desant na pizzę z ogniska z ludźmi z naszego spływu

Betko wyluzowany jak kwiat lotosu na tafli jeziora – synergia z przyrodą absolutna :)

Agnieszko, odbierz

ten pan próbował nas prześcignąć żeby sprawdzić jak mu rośnie w siłę frank szwajcarski ;P

motur w Chrobrzu

koniec spływu, czas dogonić grupę Tomasso na nocnym pieszym rajdzie, to był megamaraton w sumie. fot. Betko (ten efekt po prawej to wynik zaschnięcia zamoczonego filmu na rolce i późniejszego zerwania emulsji w tym miejscu)

a tu strzały Kapitana dwuosobowego kajaka:

boso ale w ostrogach, skcja dywersyjna „płyńcie, płyńcie, ja się przytrzymam” ‚P

po wywrotce i nurkowaniu, najważniejsze że znalazłem okulary na dnie i że telefon okazał się wodoodporny

o 9 rano w niedzielę udało się kupić tylko taką kiełbasę w Pińczowie ;P poza brakiem kiełbasy byłem dobrze przygotowany – w kieszeni marynarki mialem korę brzozy i…  zapasowe guziki do gajera :) Była też pęknięta kaszanka, kiełbasiwo i koleżanka z mydłem i ręcznikiem kąpielowym dla weselnika pachnącego fiołkami :)))

dobrzy ludzie (wszyscy tu są dobrzy ale chodzi akurat o tych spływających kupą kajakow) poczęstowali nas winem o smaku kawowej księżycówki :))

nieudana próba abordażu

To był nieco szalony i może zbyt szybki ale bardzo miły spływ w dobrej kompanii, dzięki wszystkiem!

Orkiestra z Chańczy: dwóch napiera, nikt nie tańczy

Planowaliśmy z Dżonym i chłopakami powtorzyć wypad rowerowy w „jurajskim stylu” ale na Beskid Niski. Ale, że tak to ujmę delikatnie, „pozmieniało się” a i tegoroczny październik jawi się jako czas, który nie rozpieści ciepłem więc na spontanie wsiedliśmy z Betkiem w jego kombilimo i pomknęliśmy do Chańczy. Miało nas być czterech ale zupa za słona itp i było tych dwóch, co chcieli jechać naprawdę. I było naprawdę gites! Być w Rakowie i nie zajrzeć nad jezioro to jak być w Berlinie i nie widzieć papieża – my właśnie tak zrobiliśmy. Gdy dojeżdżaliśmy właśnie do wytczonego przez Griegorija celu, OSP zbierało ludzi na akcję gaśniczą. Znaleźliśmy spokojne miejsce, wydobyliśmy rowery z paszczy forda, zabiliśmy 1173 komary i ruszliśmy w las. Plan był żeby „pobrykać za dnia i ewentualnie deczko w nocy”, w praniu proporcje okazały się odwrotne :)

Na pocieszenie dla tych co lubią śmierdzieć w domu przed telewizorem: było gorąco, pózniej zimno, były komary, zgubiliśmy okulary, parzyły pokrzywy, było błoto, kopny piach i przeprawa przez trzęsawisko, nie miałem jak zabrać znalezionego prawdziwka no i to najlepsze: w gpsa wgrane mieliśmy mapy z lat 80′ a przez 30 lat ten cholerny las wziął i zarósł – niektórych dróg nie ma, miejsce przebiegu wąskotorówki też niełatwo znależć…  same kłody pod koła…

…ale chyba właśnie stawienie czoła rozmaitym trudnościom jest takie fajne w wypadach tego typu. Zaraz wrzucę foty to jeszcze pod nimi może coś dopiszę ale powiem dwie rzeczy: wypad zajebioza a dla mego towarzysza za zdolności kolarskie – SZACUKEN! :))

MTB Chańcza 2011

startujemy przeciwpożarówką

zdjęcia za widna

kopny piach – [ Nie Lubię tego

wyjazd zrelaksowany czyli bez parcia na rekord czasowy czy km, co rusz przystanek alaska i pstryk!

pełen wypas!!!

pięknie tam

Grześ klęka przed najszczęśliwszym koniem w województwie – poznacie go po żółtych okularach ;P

wata… yyy… chata wuja toma ;P

takie słodzizny mijaliśmy dość często na początku mimo że był to środek sami wiecie czego ;P

koniec dnia na przesiece z pojedyńczymi sosnami wyglądającymi jak palmy

jakieś cuś, co Krześko rozpoznał był, że zna to z Panoramio

gdzieś tutEj Pan Staszek samochód pohandlował :))

krótki spodeń to nienajlepszy plan na pokrzywy po pas

w lesie trzeba oddychać ostrożnie, najlepiej filtrując powietrze przez zęby lub język, inaczej można połknąć np. takiego przyjemniaczka

pokrzywy za nami, zapadający się brzeg bajora też, tera będzie już tylko lepiej!

eeej, paaaa! poka, poka! łaaaa! [rzeźnia quality ;P

ostatni dyliżans stąd

statywem naczęściej była gleba

Grzesiek tłumaczy miłej pani ze sklepu w Bogorii jak to możłiwe że przyjechaliśmy lasem nie znając go

czipsy, snikersy i chałka z chmielem – prawdziwe sportowe odżywianie anie jakieś tam KHROWY! ;P

i tyle go widziałem ;)

na pewnej przełęczy leżeliśĶy oglądając spadające resztki z roju Perseusza i słuchając jak milkną świerszcze gdy nadjeżdża automobil.

jedna z 1045 mijanych kapliczek

godzina pią! minut trzydzie! kiedy pobuuuudka zaaagrałaaaaaaaa!!!

sporo nas ominęlo wizualnie, jechaliśmy grzbietem widząc zaledwie lampy przekaźnika na Łysej Górze (niewidoczny na zdjęciu)

Kontroler poprawności i jakości trasy uchwycony przy pracy. Tak na serio bez gpsa byłoby znacznie trudniej.

Niedźwiedziom wstęp wzbroniony! …tylko czy niedźwiedzie to rozumieją? Czy konie mnie słyszą?

zaczęlo się – błoto max

tego tu artefakta jednego borowikiem zwanego zdaje się, znalazłem na środku drogi. uznawszy to za znak pogasiliśmy lampy wsje i po ciemku wsłuchiwaliśmy się w odgłosy oataczającego nas boru. Powiem tylko tyle że z zamkniętymi oczami macie 1000x jaśniej niż my tam wtedy z otwartymi, ostro było! :)

Do naszej bazy dotarliśmy o 2, na spotkanie nam wyszedł sam żubr :)

ljetam my addychali w ljesu, pieli piesni u kastra…

krajobraz po bitwie czyli poranek

tak właśnie tam było: PIĘKNIE!

rzut oka z samochodu (i mój imieninowy prezent w pierwszym planie)

widok o poranku, perspektywa śpiocha

Nad snem mego najlepszego kompana czuwały gruboude czarodziejki ale nie były z Disneja a raczej z Redtjuba ;P

śniadanie na pługu

poranek pod dębami, jako element składowy wypadu ktory szacuję na prajsles…

mimo spadających co chwila żołędzi kogutek przyszedł na sępa

Barry też zajrzał, dostał szame bo w nocy za późno się przykumał

zeszło powietrze, był chłop a zostały tylko kalesony ;)

spakowani

To był kawał pysznej gęsi okraszonej bardzo ciekawymi dialogami. Takie dobre żarcie serwuje pan Staszek w Rakowie – spytasz o „gęsie pipki”, trafisz bez pudła. A „po co łyżka, po co łyżka” – DO SOSU, prawdziwego gęsiego sosu!!! Polecam!

Mawia się „podróże kształcą”, dziś i ja, mądrzejszy o 115 komarzych ukąszeń powiem Wam: nie wybierajcie nanocleg miejsca zacienionego, wilgotnego i otoczonego krzewami, pokrzywami i stertami suchych gałęzi bo o poranku bez moskitiery kwiczeć będziecie jak młode warchlaki. Ponadto, dobrze jest na noc położyć okulary w bezpiecznym miejscu by ich nie zgnieść lecz włożenie za rączkę pod sufitem nie ułatwia porannej ich lokalizacji. Zaś z cyklu „rzeczy niepotrzebne w moim plecaku” przedstawiam dętkę rowerową do której nie wziąłem pompki, szczęscie nasze że obyło się baz kapcia.

Nocna jazda jest bardzo niezwykła, zarówno przez wsie jak i lasem, ważne by się odpowiednio ubrać i mieć dobre oświetlenie – u mnie lampa na kierownicy uzupełniana czołówką zupełnie zdały egzamin: pierwsza rysuje wysokie cienie dzięki którym widzimy 3D a druga wypełnia ciemne nisze przy manewrowaniu kierą. O górce lub zjeździe dowiadujemy się często nie z oczu lecz z nóg lub z tętna. Często nie widzi się przewodów elektrycznych lub ciekawych budowli jak choćby fartem zauwżona wieża przed Bogorią. Cóż więcej mogę rzec: było super, chcę jeszcze!

Jak Betko obrobi swoje fotografije to je TUTEJ podlinkuję :))

PS. w czasie gdy z Betkiem urzędowaliśmy w lesie Darek z żoną wystartowali w „koneckiej setce”, Iza doszła do 71 lub 76km a Darek walnąl całą stówkę, gratulacje!

131,5 km – reloaded

11 Komentarzy

Tak się dziwnie złożyło, że nigdy nie przejechałem jednorazowo rowerem ponad 100km. Zazwyczaj trasy które robiliśmy zamykały się w max. 8 dyszkach, ostatniej soboty postanowiłem to zmienić. Wcześnie rano wyjechaliśmy z Niedźwiedziem z CK do Skarlandu (nadal w westernach obowiązują bilety na rower 1 zł niezależnie od długości trasy, choć podobno to tylko weekendowa promocja) skąd improwizowanym (mapa została w przedziale dla podróżnych z większym bagażem gdy w pośpiechu robiliśmy desant na Zachodnim) szlakiem, podpytując życzliwych autochtonów pojechaliśmy przez Brzask i pod Chlewiskami do Piekła pod Niekłaniem, tam pod sklepem załapaliśmy się na opowieść o dwudziestoczteropalczastym człowieku nazwiskiem Śledź, zjedliśmy małosportowe kanapki i lody i pojechaliśmy na Południe.

Ku przestrodze turystów warto dodać, że zjeździliśmy Skarżysko wzdłuż i w szerz lecz o 8 rano w sobotę mieliśmy do dyspozycji jedynie kioski z gazetami a te, jakby solidarnie, nie mają map pokrywających najbliższej okolicy ich miasta – zostaje albo samochodówka, nieprzydatna ze względu na skalę) albo mapa „Góry Świętokrzyskie” kończąca się na peryferiach Skarżyska i obcięta jeszcze poniżej Końskich. A gdzie Starachowice, Ostrowiec? Chyba coś jest nie w porządku jeśli ani na dworcu ani w innych miejscach, Ruch, Relay czy Kolporter nie ma odpowiednich map.

Z Miedzianej Góry pojechałem dalej sam do Wspinaczkowego Raju a stamtąd, przez drogę przemysłową kilku kopalń, do Bilczy i wróciłem do Kielc. Mile zaskoczył mnie G.Earth bo 100km pękło mi na Stokówce a w sumie zrobiłem tyle co w tytule i gdyby nie nadchodzący zmierzch ale przede wszystkim obolałe poślady – pokręciłbym dalej. Podczas realizacji mojego małego kamyka milowego pstryknąłem telefonem kilka nikomu nie potrzebnych fot :)

Ten pokaz slajdów wymaga włączonego JavaScript.

Coraz fajniejsza wydaje mi się myśl o jeździe kolarką tylko po dwakroć drogi: dziurawe drogi i drogi sprzęt ;( Na razie gram kapciami po asfalcie jak tuzin szerszeni nie przejmując się oporami opony 3.5″ i korzystając z szutruwek, p-pożarówek, szlaków a czasem offroadu :)

%d blogerów lubi to: