Posts Tagged ‘wiosna’
Prima aprilis
Prima aprilis – uważaj bo się pomylisz! Dziś nie będzie fikcyjnych treści, z sajensfikszyn mogę polecić tylko lekturę „Metra 2033” pana Głuchowskiego, czytając miałem drobne deja vu z powieści o podróży kieleckimi piwnicami i tunelami pod śródmieściem. Tyle książkowo a filmowo nostalgiczny dobry traf – „Nothing personal” Urszuli Antoniak, niełatwe lecz mocno wciągające budowanie relacji ludzkich (Aaaa… Jak tam w waszym życiu prywatnym? Rozumiem. I bardzo wam gratuluję.) osadzone w pogodzie i najprawdziwszym irlandzkim krajobrazie. Wiosna nadciąga, zima strzeliła z focha i skryła się w Anchorage, można wreszcie miasto przemierzać w cichobiegach, z aparatem w ręce, z nową estradą na słuchawach: Fonoteka 6 remixed. Muzyka pozwala mi przebrnac przez coraz wieksze kontrasty osiedlowe – z jednej strony bloku najnowsza porszawka, z drugiej sąsiad czający się na skarby w śmietniku. A streetartowo, choć może nie do końca, dwie akcje które zarejestrowł Dżony 11 Palców – 3 x jak kochać Mazury i bezpieczeństwo kąpieli, sami znajdziecie. I jeszcze zdjęciowo. jedną sekundkę, o proszę:
Dziwna fotonarracja, w zasadzie jej brak. Bart 21 Palców
Zmiana czasu
Wróciłem do żywych, wokół dzieje się dużo. Po 2 tygodniach grypy raczyła ona odpuścić zostawiając jednak zatkane zatoki. Jak to jest jeść bez smaku i powonienia? Pff… wbrew pozorom odczuwa się gdy coś jest niedosolone, słodkie, kwaśne, pikantne itd lecz najgorzej z rozróżnianiem smaków soków i ziół, konkretnych nazw, to samo z zapachami – oceniam ładny brzydki ale szczegóły… lipa. W poniedziałek coś z tym zrobię bo wraca czas prasowania kołnierzyka, wiosna, klienci.
Ostatnio cudownie przemierzone miasto na szwędaczu z Hamerem, w zwolnionym tempie, tak jak lubię. Dywagacje prowadzone w rozmaitych okolicznościach przyrody i rozkminki – że może jednak zagraża nam Japonia jeśli po Czernobylu choć nie pomarliśmy to dziwnym zbiegiem okoliczności kilku kolegów wycinało raka a jednego ziemia już przykryła.
Dla zmarzluchów teraz startują sezony – rowerowy, kajakowy, pontonowy, latawcowy, zdjęciowy itd. a tak naprawdę trwały przecież cały czas :) No fakt, ostatnio silniej wieje, mieliśmy nawet problemy z porywistym wiatrem podczas zdjęć na dachu wieżowca a umieszczenie przy 450 mm obiektu w wybranym miejscu kadru było przeważnie niemożliwe dlatego trzeba będzie to powtórzyć w spokojniejszą pogodę. Póki co – zapraszam na 20 MB partyzancką panoramę Kielc
Betko ukończył budowę bliźniaków otworkowych (wytrącając niechcący sobie ostatni argument przeciw przygotowaniu swej wystawy, hehehe!!), CNK podrzucił mi pimpstylowy aparacik wyglądający jak złota papierośnica alfonsa z lat ’70, trwa naświetlanie materiałów wewnątrz tych sprzętów. Najładniejsze jest przewijanie – w złotej lancpudrze długi bolec w całości chowający się w korpus a w drugim piękny szesnastokrokowy klikier odmierzający 24 x 72 mm :)
W zeszłym roku odziedziczyłem proste elektroniczne body z Zakonu Braci Minolta – Dynax 500si gdyż Speedy przestał robić zdjęcia ANALogLOVE a ja wręcz coraz je bardziej doceniam i smakuję. Minus niewątpliwy to brak manualnego ustawiania ISO i w przypadku braku DXa przyjęcie domyślnie wartości 100 ale darowanym zębom nie zagląda się w konia więc dzięki Adrian, zapiąłem tam sobie Velvię jako że zastąpiła mi ta puszka moje pierwsze lustro, prawdopodobnie pierwszy aparat z autofocusem – Minoltę z 1985 r. 7000AF. Zabawa na kilka body skutkuje tym, że po wywołaniu kolejnego filmu znajduje się na nim strzały z miejsc trwalonych też częściowo na innych materiałach i dlatego dziś zaległy trip z „mamusią”, welcome to Końskie ;P

jakież było zdziwienie pani Helenki gdy wychodząc wyrzucić śmieci do wielkiego białego wora nie zauważyła stojącego w nim mężczyzny lat około trzydziestu w okularach, wszystko przez tego odwracającego uwagę cholernego fotografa! / man in scrap bag
A, na koniec stara dobra tuba – Beatnuts. Dobranoc, bo dziś śpimy krócej (chyba ty!)
Koniec Facebook’a i niefrasobliwie wiosenny Dyzio marzyciel
Po wielce przełomowym odkryciu, że komputer kradnie życie, pożegnawszy się dawno z Wild Guns i Mafia Wars wczoraj spuściłem do klopa swe konto służące do kłaniania się FejsBogu. Na pewno szkoda łatwości kontaktu, bycia na bieżąco z wydarzeniami kulturalnymi i inspirujących linków lecz jest to zarazem czasopożeracz zuchwały niebywale, któremu trudno jest, przynajmniej w moim przypadku, się oprzeć. Szkoda życia więc już mnie tam nie ma i od razu doba jest jakby dłuższa a mail spokojniejszy ;)
W weekend poczułem wiosnę i po nocnych Polaków rozmowach zebrałem manele i o 6.00 rano w niedzielę uciekłem do lasu, gdzie w śpiworku, na hamaku wymoszczonym karimatą, z herbatą z termosu i śniadaniem wędzonym nad tlącym się ogniskiem, przyciąłem kilkugodzinnego komara kołysząc się, nasłuchując ptaków i bawiąc się głębią ostrości popsutej radzieckiej lornetki Sumo. Na chwilę zajrzał do mnie pan jeleń ale tylko poszczekał, wygrubasił kilka pączków 15m ode mnie i pobiegł załatwiać jakieś swoje sprawy, a że brzmiał jak buldog z poderżniętym gardłem to z wrażenia nie wcisnąłem nagrywania w kamerce :( Przemierzyliśmy później z Brunatnym (Niedźwiedziem, nie Brulionmanem) lasy od Sukowa do Bilczy zahaczając o Marsa i odkrywając brak nóg gotowych na sezon a wieczorem oglądanie Księżyca przesłaniającego Eta Gem przeciągnęło się do późnej nocy. Lecz i dnia następnego poczułem zew męskiej przygody więc odreagowałem fizycznie wymachując siekierą i klnąc przy tem siarczyście. Ta przedczesna wiosna trzyma mnie właśnie trzeci dzień z zatgadym dosem przed czym Was, moje drogie Dziatki, połykając kalejdoskop pigułek i straciwszy smak, gorąco przestrzegam! :(
A tu amatorski widok z teleobiektywu na tarczę naszego satelity, który brzegiem swej ciemnej strony zasłania właśnie gwiazdę by chwilę później ją odsłonić.
Księżyc tylko swoim „brzegiem” zasłaniał gwiazdę więc raz się pojawiała a raz znikała.
nagryzmolono w brulionie i wpięto weń zdjęć kilka
Dzieńdobrywieczór! Kwitną drzewa, fruwają bąki, śnieg spełnił życzenia zmarzluchów i spłynął do ciepłych krajów – w imieniu wszystkich alergików potwierdzam oficjalnie: NASTAŁA cholerna WIOSNA !!! ;)
Klatki schodowe zapachniały pastą po której buty piszczą a emerytki gimnastykowały się na zewnętrznych parapetach „liżąc” okna, Wielkanoc minęła z jajami, po niej nastał czas trudny dla Polaków w którym TOP 10 wszystkich rozgłośni zajmowały marsze żałobne z najpiękniejszym Chopinowskim na czele. Nie zwariować pomógł mi m.in. rower. Jeszcze w marcu byliśmy z Niedźwiedziem na Klonówce – szczerze NIE polecam, śnieg i wiatr powalił, złamał lub nagiął tam niemal każde drzewo, nie sposób iść szlakiem a rower był tylko dodatkowym utrudnieniem. Zdjęć żadnych nie pokażę bo była to prawdziwa jazda a nie pstrykanie żeby się przylansować na blogu choć często właśnie ta druga tendencja u mnie wygrywa. Wiosnę w mieszkaniu przepowiedziały oszukane w lodówce hiacynty ale i dąb, papryka Scotch Bonnet i… pinia, która wysypała nasiona (wielkości ziaren kawy z szyszki średnicy ok. 10cm) i mimo 13 lat wylegiwania się na półce – zakiełkowała. Były też udane wyjścia z Ulą na zdjęcia oraz drepcydesy niefotograficzne ale część czeka na świeżą zupę a te digitalne dają radość przyprawiając je jakąś nieprzyjemną zgagą. A, odżywiam się odpowiedzialniej co poskutkowało ubytkiem – otóż jest mnie, obywatela, 5 kg mniej :)
A z katastrofy wniosek wyciągnąłem najważniejszy taki: żyj teraz i nie odkładaj rzeczy na póżniej, dotyczy to przede wszystkm tempa życia, oszukiwania siebie samego i odkładania na później spotkania z przyjacielem, urlopu, realizacji marzeń i pasji, które przegrywają z parciem na godziny nadliczbowe i premie za skończenie projektu w wyśrubowanym terminie.
Jeśli czytając to czujesz, że napisałem o Tobie to pomyśl czy Twoi bliscy będą szczęsliwi gdy Twój organizm za kilka lat nie wytrzyma i wylądujesz w Tworkach lub na cmentarzu. Dotarło to do mnie w jakimś artykule w papierowym wydaniu Wysokich obcasach gdy okazało się że co najmniej jeden symptom posiadam – w marketach mnożę osoby w kolejce przez liczbę produktów w ich wóżkach żeby SZYBCIEJ I WCZEŚNIEJ się wydostać (choć nie jestem nigdzie umówiony) a nie daj Boże by kasjerce skończyła się rolka z paragonami i wybrana kolejka okazała się wolniejsza od innych… PS. ów artykuł nie dał się znaleźć w necie ale znalazłem podobny i reklamowany serwis dotyczący ludzi, którzy dali się zajechać.
Ni stąd ni zowąd a zarazem od sasa do lasa – kilka foteczek zapodaje Barteczek:

AMFYteatr na wódzie - nigdy nie przypuszczałem że Ummo ma brata bliźniaka. Kapitanie Rybson, deski klozetowe czekają, do dzieła! ;)

ostatnie zimy tchnienie - Pan Tadeusz uzupełnia ziarno w wyciętym z pięciolitrowej butelki karmniku, ul. Szymanowskiego, Kielce

w przychodni, kwietniki "masięrozumieć" (c) Miś Uszatek ;) na niskich skajowych fotelach, czekając na inhalację, zapada się w hibernację i słyszy jak rosną paprocie
No, zaszalałem dziś ze zdjęciami.