Posts Tagged ‘Lublin’
Zaproszenie do niewidzialnego miasta
dopisek: kolejna wystawa opisanych poniżej prac trwa w lubelskiej Tekturze do 25 kwietnia, zapraszam!
Zakonczyla sie pierwsza kielecka edycja ogolnopolskiego projektu fotograficznego „Niewidzialne miasto” a zwienczy ja wystawa prac wszystkich autorow i chociaz jest to troche „randka w ciemno”, bo poza kiloma fotoblogerami nie mam pojecia kto wzial udzial ani co nadeslal, niemniej serdecznie zapraszam na wernisaz:
miejsce: galeria „Lakiernia”, Baza Zbozowa, ul. Zbozowa 4, Kielce
czas: piatek, 30 pazdziernika, godz. 18
Kto jeszcze tu nie byl – mapa z dojazdem
Do zrobaczenia! Ponizej jedna z kilku prac ktore wyslalem.

klatka, ktora pozytywnie zawstydza.
W natloku zdjec starych i zniszczonych klatek schodowych (ktore sam tez foce) o tej przypomnialem sobie po 10 latach, bo „niewidzialne miasto” choc nie ma okreslonych kryteriow zdjec to glownie skupia sie na estetycznych badz innowacyjnych rozwiazaniach w aranzacji przestrzeni miejskiej, czasem swiadczac o biedzie a czasem o dazeniu czlowieka do ładu w skali mikro.
To zdjecie jest dowodem ze zamiast zasmieconej, zdewastowanej czy zaszczanej klatki, w ktorej wiecznie gina zarowki, ludzie umieja sobie stworzyc przestrzen, w ktorej spotkaja sie w przytulnych (jak na klatke) warunkach, wypija herbatke lub nakarmia raka pluc. I to wszystko dzieje sie w wiezowcu, ktory nie znajduje sie na zadnym strzezonym osiedlu. Mozna?
jak wiele jest mysli ktore podpalaja twoje miasto
Jestem. Ostatnie tygodnie byly szybkie – w CK byl Amon i PL, czwartek to gwozdz u Szafki na dzialce a w sobote zdobylismy z chlopakami Krywan i jest to najwyzsze miejsce gdzie sie samodzielnie wgramolilem (zdjecia wkrotce) a dzis trwa akcja „plonace uda” ;)
Wczesniej byl czerwony szlak Kielce – Ameliowka z Niedzwiedziem i Sw. Katarzyna – Kakonin z Hamerem, obydwa oczywiscie rowerem. Byl tez szlak w Kakoninie z Ula ktory po trzydziestu krokach zakonczyl sie adrenalina i ewakuacja do szpitala po ukaszeniu przez pszczole. I piekna, inna niz wszystkie jakiem dotychczas widzial, uroczystosc weselna Igora i Inki oraz podlubelski chillout po ktorym przestalem porownywac Kielce z Lublinem gdyz – mimo milosci do CK – ma sie to jak Matiz do sportowej fury. A zdjecia? A zdjecia sie wlasnie skanuja. W kuchni zas zaczal sie dzis czynic kwas chlebowy oraz gliwiec ser bialy a jutro zacznie dojrzewac karkowencja. W srodku tygodnia kosz z urlopujacym sie Ka3ym i slub Filipa a w weekend struganie wariata w Saddamowce spod znaku peerelowskich klimatow oraz dobrego jedzenia zakrapianego Slivovitz Passover :) Malo tego bedzie tez inny plener, dla odmiany trzezwy, ale tez w sierpniu wiec taki mlyn jest ze mala bania…
Tuba na dzis to niewiarygodny skok do basenu. Oraz PUNKt WIDZEnia. I odkryte z reka w nocniku La Coka Nostra.
Rakieta
Czekam na taka jedna, ma przyleciec z Poludniowego Wschodu, scislej mowiac z Lublina, gdy trafi w moje rece sprawie ze odleci. Obiecalem.
Miedzy Lublinem a Dublinem / between Lublin and Dublin
Powrot do scyzorykowni od mojej najmlodszej siostrzyczki z Lublina byl egzotyczny na miare mozliwosci żjeleznoj darogi. Przybywszy na pusty peron z ktorego zwykle odjezdza Sztygar, Jagiello czy jak mu tam, skierowalem sie do Biura Obslugi Podroznego Ktoremu Uciekl Pociag a tam zdziwiona mym zdumieniem pani wyjasnila ze przeciez z powodu wakacji ten 16.10 odjechal planowo o 15.30 ale pozniej wyszukala mi polaczenia i tak zaledwie godzine pozniej siedzialem w pospiesznym do stolycy ktory opuscilem w miescie Deblin.

prostokatne spojrzenie na deblinskie perony
Oczekiwanie na przesiadke na deblinskim peronie ze spekanym ancwaltem w leniwym zachodzacym letnim sloncu byloby przyjemne gdyby nie trwalo KOLEJna godzine. Poza szukajacymi zaczepki sokistami wszystko jest tam jak w polskim filmie. Mundurowi wlepili mandat chlopakom ktorzy podjechali pod dworzec rowerami naruszajac swiete nieogrodzone terytorium kolejowych palkarzy, do cyrku wlaczylo sie jeszcze dwoch niebieskich ale ja juz smierdzialem w osobowym westernie do Radomia. Tu sie okazalo ze dzis nie jest X Plenum Spoldzielni Zenum i zalapalem sie na spozniony poltorej godziny express z Kolobrzegu, rzutem na tasme kupilem bilet u zamykajacego okienko tapira ktory nie mogl pojac ze chce kupic bilet na pociag ktory przeca juz byl :)
Dalej juz az do samego Kielcowa z milymi ludzmi, pania z pieskiem ktora podejrzewala mnie o bycie ksiedzem i konduktorka, ktora chyba w mlodosci kasowala bilety siekaczami bo miedzy jedynki wepchnalby spokojnie dwie pieciozlotowki :) W tak pieknych okolicznosciach przyrody i niepowtarzalnej piec godzin zlecialo jak z bicza strzelil przemieszczajac mnie szynami 213 km :)